Pijany z resztką czerwonego wina
w butelce kłaniam się panu na ławce.
Nieważne, że obcy, a od rana wielki
czwartek lub piątek. Patrzę w niebo
jak zaciąga się na burzę z piorunami.
Może będę w konarach ognistego parku,
tyle dębów wkoło, a dąb ściąga gromy.
Trudno być pobożnym, gdy wrzeszczy paw,
przy teatrze w łazienkach rozłożył barwy,
łączy w skrzydłach rozgwieżdżone niebo
z koronacją poranka ciernistymi błyskami
Chcę złapać pawia. Przez niezgrabione liście
klei się płaszcz w błocie i spadają piórka
na głowę wyczesane dębową szczotką,
gałęzie zakończone kulkami pąków. Leżę
jak ludzki paw krzyżem w błocie pod dębem
z przeciętym pniem podobnym do krzyża.
Słyszę jak w górze stukają dzięcioły. Poniżej
lament trzech ubogich sikorek. Kapie z nosa
krew, taka ze mnie ofiara.
Dodane przez albi
dnia 21.03.2008 08:46 ˇ
6 Komentarzy ·
831 Czytań ·
|