Odpłynęły wszystkie okręty.
Napięte białe żagle powiewały na powietrzu rozgrzanym południowym słońcu. Port pozostał osamotniony.
Smugi jasnego światła przebiegały puste nadbrzeże, ryby skakały wśród lekkich fal.
Nie zastanawiałem się dlaczego ludzie zostali
w domach, dlaczego nikt nie wybiera owoców
na targu, nie wykłóca się o cenę kopru,
nie niesie bukłaków z winem i koszy bladych ziemniaków.
Życie odpłynęło w gęstwinie oceanu.
Zostaliśmy jak bezradne dzieci gubiąc białe chustki powiewające jeszcze niedawno
na pożegnanie na nadbrzeżu.
Może nadszedł czas odbyć podróż w głąb
własnych niepewności i zwątpień.
Zanurzam się w dzień, smakuję chwile, próbuję wydobyć to, co najlepsze z nieustannie płynącego czasu. Równym krokiem odmierzam bezmiar niekończącej się drogi.
Wieczorem zdejmuję mundur codzienności.
Moczę zmęczone nogi w ciepłej wodzie
i wpatruję się w zachodzące słońce. Uspokojony.
Dodane przez arekogarek
dnia 22.02.2008 10:04 ˇ
16 Komentarzy ·
1590 Czytań ·
|