|
I rozgniewał się Bóg, a mówiłem.
- Nie wierzmy w tego typa.
Ty oczywiście nigdy mnie nie słuchałaś, a pytałem.
- Ja z Tobą od dwóch lat i gdzie tu miejsce dla Boga?
Powtarzałaś.
- Bóg zabija nudę.
Odpowiadałem.
- Czy ja ci już nie wystarczam?
- Bóg potrafi sprawić, że nie znudzi mnie układanie kostki Rubika. On tylko czeka bym zaczęła uczyć się gry na gitarze.
- Więc zacznij, wystawimy go na próbę.
I zaczęłaś. Trzy tygodnie byłaś w trasie, a ja tkwiłem tutaj, myśląc o Bogu, modląc się na swój sposób i przygotowując nasz ślub kościelny.
Kiedy wróciłaś z Bernardem, ja odłożyłem Pismo na półkę i uśmiechnąłem się słysząc samochód.
Przedstawiłaś go.
- To Bernard.
Siedzę sam na balkonie, przede mną dwanaście wieżowców naszego blokowiska, niebo jest szare i mruga.
***
Lśnienie trawy, to zjawisko niebanalne.
Rozprawiłem się kiedyś z listonoszem, który z rana deptał rosę. Konserwatywnie pograłem, on tylko głowę zwiesił i wrócił drogą asfaltową.
Asfaltowe lato małego miasteczka i niekonsekwencja wspomnień, to dokładnie to samo, co
Dwanaście niskich roślin w lesie pełnym wielkich drzew.
Pierwsza, to wielkie jezioro pełne ryb i tych małych owadów, które utrzymują się na powierzchni machając długimi nóżkami.
Druga, to pozamiatany podjazd mojego sąsiada sprzed dwóch wcieleń, który pracował w fabryce butów i zaprosił nas na wieczorny pokaz slajdów.
Trzecia, to nietknięta stopą ludzką kępa trawy na najbardziej uczęszczanym szlaku Tatr niskich.
Czwarta, to stygnąca w zimnym studenckim mieszkaniu kawa mojego kumpla, który wyszedł przed pięcioma minutami.
Piąta, to roztargniona dziewczyna, której papieros nie chce zbratać się z ogniem w wietrzne popołudnie trzynastego kwietnia dwutysięcznego trzeciego roku.
Szósta, to wąs górniczy. Piwo wsiąka w niego jak w gąbkę, a makaron wdziera się do środka i zostaje tam na dziesięciolecia.
Siódma, to ten rower z młodości nazywany Pelikanem, to na nim chciałem nauczyć się jeździć bez bocznych kółek. Wyprowadzałem go na środek podwórka, stawiałem stopy na pedałach i kręciłem nogami w drugą stronę chcąc utrzymać równowagę.
Ósma, to instruktor Antoni Hajdecki, który na szczycie Skrzycznego opowiadał dowcip o Jasiu mającym zdać maturę.
Dziewiąta, to rozpisany na tabele turniej PES'a, który organizowaliśmy pieczołowicie, przez połowę roku szkolnego.
Dziesiąta, to ta mała roślinka, którą nazywają stokrotka, choć zapewne liczba jej płatków jest dla każdego kwiatka inna.
Jedenasta, to zamknięta w plastikowym pudełku margaryna, która wyparła masło, bo ludzie są z natury niecierpliwi.
Dwunasta, to blizna na moim czole, dzisiaj pamiętam już tylko jak wyglądał ten pokój nim przeprowadziliśmy się na piętro. Przesłanianie blatów szklanymi taflami, jest chyba podobne do wkładania pilotów w nylonowe woreczki.
Rozwiązałem sznurowadła i bosymi stopami masowałem podłogę. Całowałem cię pierwszy raz pod skosem zadaszenia baru rRetror1;. Moją prezentację na polski, szyłem grubymi nićmi wieczorem przed poniedziałkiem. Katyń został mi w pamięci, chociaż z reguły odporny jestem na te walnięte akcje społeczne.
Mój pies zdechł, kiedy byłem na zielonej szkole. Dziadek zakopał go pod murem. Natknęliśmy się na jego trupa, gdy z młodszą kuzynką chcieliśmy zakopać nieżywego, ledwo wyklutego gołębia. Owinęliśmy ptaszka liśćmi i włożyliśmy do pudełka po mas-miksie. Kuzynka sypała ziemię, ten pogrzeb najlepiej pamiętam.
Na balkonie stopy zaczęły mi marznąć. Bardzo mistyczne miejsca, te balkony.
***
Nie skoczyłem z dwunastego piętra.
Chociaż gadaliśmy o samobójstwie.
Dopiero, co przeczytałeś rMit Syzyfar1;. Synteza tych idei trzeszczała Ci w głowie.
Deszcz szumiał, ale nie udawało mu się zagłuszyć rthe national anthemr1; dobiegającego z wnętrza mieszkania.
Gdyby Bóg istniał, stworzyłby tę linię basu wcześniej niż Greenwood.
Na parapecie rozprute paczki papierosów czekają na drżące i spocone palce ludzi wnętrza. Czy to pelargonie mamy Twojej koleżanki? Szare w ciemności płatki, spadają w dół na samochody.
Masz rozbiegane oczy. Czy ty brałeś to wszystko na poważnie?
To nawet nie był dowcip.
Twój sweter jest wilgotny, ja mam na sobie tylko podkoszulek.
Mówisz, że nigdy nie dawało Ci to spokoju.
Ja, kiedy dawniej zaczynałem o tym myśleć, szybko uciekałem w przeglądanie gazet.
Bóg jest poza jest i nie jest, więc odpuść sobie wiarę.
Nadzieja upada, kiedy Manchester przegrywa z Realem trzy do jednego.
Miłość brata, wyda ci się dzisiaj już tylko marną prowokacją.
Chciałbym, żebyś zapalił ze mną tego ostatniego.
I odpalamy, zapalniczek jest pod dostatkiem.
Żółte biki ze stacji paliw.
Przeźroczyste rte najtańszer1; wybuchające natychmiast po upuszczeniu.
Już od dawna wiemy, że dym w wilgotnym powietrzu jest najpiękniejszy.
Gaszę papierosa w doniczce i wyrzucam filtr w stronę śmietników.
Uchylam drzwi do wnętrza, muzyka nabiera krawędzi.
Zamykam za sobą i dosiadam się do Dominiki.
Dodane przez harpro
dnia 29.01.2008 23:47 ˇ
4 Komentarzy ·
760 Czytań ·
|
|