Miałem być, lecz wybrałem złą drogę.
Zastała mnie noc, zima, zlodowacenie.
W każdym razie nie ma mnie tam, jestem
pod zielonym parasolem z napisem ech
(l jest nieczytelne). Szyld obiecywał wiele,
a były tam tylko latarki z wątłym światłem,
kubeczki z imieniem (żeby nie zapomnieć).
Czterech zeta szkoda na takie wszystko.
W moim państwie, coraz mniejszej enklawie,
rzeka się ślini zamiast płynąć. Codziennie robię
przypis, przywołuję źródła, lecz jeszcze bardziej
ciąży, czego się nauczyłem. Trzeba to dźwigać i znosić
niejedno. Łatwo powiedzieć przyjdzie świt, wiosna,
ocieplenie, więc mówię. I widzę pierwsze jaskółki,
mgłę widzę, i na niebie klucz. Martw się, grudo soli,
gorzkie morze, ja się położę na plecach na tobie.
|