po wizycie pana Załuskiego wybajdzone
do pałacyku? po kocich łbach w górę,
panie, kamieni w drodze mniej niż ludzi,
jak komu trzeba było to na furę
i nie zawracał głowy, jak pan tu dziś,
lepiej spacerkiem r11; bo i piach i czasem
nad dziurą traw strzęp rosłym piórem zasechł,
stąd rzadko kiedy między resztką parku
słońce się turla, a księżyc wygięty
jedno i drugie, wypluwając żar ku
ziemi, po drodze mogło zetrzeć pięty,
pan o księżycu? ze on pluć nie umie?
a cóż to takie z niego leci ku mnie?
odbicie? panie, jak kto zje porządnie,
to mu i z ryja albo z drugiej strony,
a z Koziczyna trafiłeś pan do mnie
i wyjść nie możesz, boś nie ugoszczony,
pałacyk sobie poczeka, bo wieki
stał tutaj pełny niczyjej opieki,
a pan znów z datą, powierzchnią i teges,
kogą obchodzą miary pałacyku,
bóg jeden raczył między dniem a niebem
bryłę nieziemską wśród nicości wykuć,
pewno do niego po kocich łbach w górę
diabeł, jak tutaj, głazy brał na furę.
|