Tej małej na J.
Tej małej na J. kostnieją palce, ale wychodzi
na zajęcia. Przede wszystkim widać negliż
zakończeń. Gdybym obudził się w tej chwili,
zapytałbym: A rękawiczki?
Ale w ostatnim wierszu pisałem, że zgubiła.
Pośród krwinek płyną moje dotyki, jest
odgarnianie włosów, jak rozrzedzanie, stopą,
piasku pod molo. Kiedy tramwaj, w którym jedzie,
turkocze po szynach przypominają się kamyki
rzucane na wodę i żmudne liczenie, ileż to razy
się odbiły na tafli - siedem, czy więcej? Wychodzi,
ale śnieżyca, która rozpoczęła się w połowie
drogi, trwa. Jej kaptur przypomina japońskie
wzgórza oblane farbą. Wielka czapa ecru
na czarnej sygnaturce płaszcza. Delikatne
plamki płatków mnoża się i mnożą. Przez dwa,
przez sześć. Kiedy wróci, napisze, że padało.
I zmarzła.
W nocy jak zaśnie - mała śmierć krwinek,
tuż przy paznokciu, obciągniętym różem
skóry. Łagodny skłon żyłek w stronę
aksamitnej powłoki. I sześćset linii, jedna
przy drugiej, jak nieskończone słoje,
które chciałyby wykrzyczeć, że nie jesteś
drzewem.
Kościoły w maleńkich miastach
Po odłożeniu pędzla wysycha
cierpienie. Nikt nas nie chce
odkupić ani wysłuchać. Deszcz
skrada się w fałdach chmur.
Nie wiadomo czy ktoś tam, u góry,
płacze, czy może porównać mżawkę
do dźwięków gitary? Ale, skąd
cierpienie, gitara i deszcz?
W małym kościółku, przy drodze
do centrum, nadal dzieją się cuda.
Na wykładach o sztuce sakralnej
tłumaczą barwy, symbole.
- Cała magia krwi opiera się
na ... Tu nie słucham a J.
pyta: - Uniesione do błogosławieństw
dłonie, co znaczą?
Patrzymy, studiując wiernie
ich akademickość i naszą wiarę.
Jutro na plaży narysujemy rybę.
Będziemy patrzeć, jak płynie,
kiedy woda dotrze do stóp
i weźmie ją ze sobą
Henri Matisse, Spoczywająca, rysunek, 1935
piersi wylewają się na boki, poza ramy szkicownika.
płynęły by dalej, ale ogranicza je linia ramion. to rzadkie
olinowanie tu oddane cienką kreską. na przegubie
bransoletka. prezent od M., kiedy się spóźnił.
i musiałaś schodzić, naga, pod same drzwi.
on gasił papierosa i zrastała się blizna
po ustach.
wełniana trawa i kwiaty z cekinów
wpijają się w piersi, ale nie powiesz nikomu,
że boli.
to tylko szkic. chciałabyś mieć pod kreską,
w bieli arkusza, całe cierpienie,
kiedy wstaniesz i ślady zajdą krwią?
owoc trudu jaki konsumujesz
spoczywając?
on musiałby się postarać.
ja napisać.
to nie wyrzut.
to różnica.
listopad 2007
Dodane przez Sławomir Hornik
dnia 17.11.2007 15:54 ˇ
4 Komentarzy ·
840 Czytań ·
|