Otwarta kłódka znaczeń, ściągam łańcuch wersów
wjeżdżam bramą dopełnień w koleiny drogi
traktor pyrka, podesty chrzękliwie ścierają
drzazgi wystającymi gwoździami. Staję. Młot.
Z głowy za mną kapelusz, za mną przyzwyczajeń
prześwietlające cięcie nadrosłej korony
przerzedzanie zawiązków, zawiązywanie paktów
nawet o nieagresji. Wyobrączkowanie
Być może na ziemi sad, niebo jest bezsporne
chmury nieuniknione, pas - herbicydowy:
podkrzesywanie myśli zakończyłem dawno
pod rozdrabniarką codzien-ności gałęzie strze-
-lały z góry między rząd. W kropli ośmiu godzin
podpisałem kwaterę modlitwy. Łatałem
dziury wycięte w siatce - złodzieje zrywają
najlepiej wybarwione rozdwojonych półkul
dwa coma jeden deko. To wszystko jest za mną.
Teraz wjeżdżam do ludzi z paletą na widłach
wywożę napełnioną: cnotliwe jabłuszka
lukrowane polucje wiśni, sen czereśni
zatwardziałe owoce posrebrzonych śliwek
Pracuję, gryząc w ustach ironię aronii
Niebo pyta o ogień, zaciąga fajrantem
Wciskać w dechy hamulec? Nogami do przodu?
Proszę Cię, Kierowniku: wstrzymaj gradobicie!
Dodane przez w łodzi mierz
dnia 09.11.2007 12:29 ˇ
16 Komentarzy ·
791 Czytań ·
|