Zagata
Jeździłem do matki na kresową wieś
po ręcznych żniwach i odlocie bocianów.
Czekała wbita - zbędne widły, drewniane grabie
za furtkami z pordzewiałą zaszczepką.
Przyprószona siwizną, starzyki grzali oczy
przy poliptykach z fotografii w ramkach.
Ludzie z pociągu
Jej dziadkowie uratowani przez partyzantów,
trzydzieści lat przebijali się do Nieba.
Oddała się na podłodze w odważnej,
rozpinanej sukience pod sobą,
nasiąknięta przetańczoną do upadłego nocą
pożegnalna zaliczka i bezzwrotna miłość.
Pospieszny świat nie cofa się
dla pozostawionego po sobie chłodu.
Z Alice Springs donikąd
Ned miał coś z taką jedną. Najlepsza
z historii powolnego odbierania życia,
obiegu soli w oczach.
Więzi z przekazaną mu wiarą w jakiegoś Boga
stworzonego na podobieństwo ziemi
w wolnym człowieku.
Nie da się zamknąć tysięcy lat w sierocińcu.
Zabijali ich dla mięsa, na żer psów dingo,
najbliższych zabezpieczył kamieniami.
Powrócił po nią ze słońcem za plecami.
Tarzali się w pocie i śmiechu.
Na gołej ziemi jeden cień.
Umarła ostatnia, bez bólu duszy.
Został z samotnością i rozpaczą
nieskłaniającą do modlitwy o celną kulę.
Kobieta z wydm
Żyję od końca. Rozumiem urzędniczkę,
która wymagała pisemnej zgody
na pobyt męża z kraju ogławianych przez Chopina wierzb,
robienie przez niego rewolucji wielkich neologizmów.
Nie pasował do żadnego krawatu.
Nadpalona ospą twarz wybudziła ciekawość.
Pojawiło się zaufanie, czyta rozpisaną dla mnie miłość,
nie przykręcam na noc wiatru
Umrze na migotanie serca pod mostem z lotnego piasku.
Dodane przez Grain
dnia 23.10.2024 08:15 ˇ
0 Komentarzy ·
175 Czytań ·
|