Księstwo
Polska smuta ogarnia kompleksy wierzących w nagłówki,
judzenie. Polityczni sutenerzy hajcują pod instynktami.
Krawężniki strzegą porządku, studzienki burzowe
nie odbierają przepływu czynnika ludzkiego.
To nie jest lawa kraju stłamszonego bez zaborów,
pospolitej blachary nie dość mocno kopniętej.
John i Mary
Zalegałem randki lunatyczkom,
kolegom przewlekłe sprawy do odkapslowania.
Siostra przewidywała nienagrzaną pierzynę.
Matka wypychająca mnie z marnowanego czasu,
poza szwendaczkę wewnętrzną pokazała,
jak wyglądają stare szturmaki.
Obok kościoła przy drodze do miasta, w ruderze
dzielili z myszami legowisko, zapasy zmierzchowej ślepoty.
Kończył im się szpyrytus, po kieliszku przed snem.
Dobry na wszystko, nie pomagał, kiedy myśleli o dzieciach,
które poupadały za daleko od takiego osiwiałego oddania.
Tam, gdzie rosną poziomki
Oswajany fiord podpływa do oczu po lizawkę,
nie ma końca warkocz zapleciony w trzy letnie noce.
Przystawiała go do piersi, wyłożona jak pszenica obok,
sypnęła zakwasem na wszystkie bochenki.
Księżyc z urzędu związał ich cień w miejscu,
gdzie kiedyś był cmentarz cholerny.
Do ostatniego dnia kręcił miód z jej odurzającym zapachem.
Wplątany w puszczane przez dziewczyny wianki,
pogryzał uszkodzonym plastrem wielokwiatowej ziemi.
Powinna trafić do nieba, oczyszczona przez pszczoły.
Porozmawiajmy o miłości
Była już ostatnią, której nie mógł stracić,
stromizną słów w gardle, przepaścią.
Schodził z nadrealnego świata.
Płynęły kobiety, z żadną nie był w pełni księżyca.
Jeszcze czas pochyla się nad nimi.
Jego żona weszła do Sklepiku na trzech klientów
po to co zawsze, na ulicy obejrzał się za nieznajomą.
Dał się złapać na stary numer farby do włosów
ostatniej z wielkich.
Straszny sen Dzidziusia Górkiewicza
Liczyłem owce (żeby jeszcze umiały grać w warcaby),
potem miałem sen, w którym oszalały, słabnący szwagier
nie potrafił przerwać swojej eutanazji.
Dostrzegam w tym wykapane podobieństwo,
jak między koniem z dzieciństwa, poniósł mnie na oklep,
przerażonego zwalił z grzbietu, dwa dni byłem nieprzytomny
i także czworonożnym, krokodylem, protoplastą firmy Lacoste.
Rano, bez pukania się w czoło wszedłem przez okno życia grafomanów
do Krakowa, gdzie współtworzy ze sobą trzydzieści tysięcy poetów.
Kumplują się z Eliotem, sączą wyrafinowane wytłoki z niepitej przeze mnie
nazwy. Nie znam procentów, powiedziałby szemrany typ z serialu 07 zgłoś się.
Bezorgazmowa i bezfakultetowa Julia idzie w parę z całym światem.
A mnie oczekują tylko sklepowe pierogi z mięsem. Polecam. I dopisek:
(Pierdolniętym nie odpowiadam)
Dodane przez Grain
dnia 09.10.2024 19:10 ˇ
1 Komentarzy ·
174 Czytań ·
|