Tarzan: legenda
Zrywałem niedojrzałe, w stogu świeżego siana nabierały
niedoścignionej słodyczy, przebarwione na brązowo.
Ciemniejszy kolor miały wysuszone przez matkę
w duchówce kuchni węglowej te ze spadów.
Zdawałoby się byle jakie gruszki
z bezwarunkowo zapamiętanego dzieciństwa
po których zostawały pestki i ogonki
I ogryzek raju. Wiara w literaturę,
film, wysoko przetworzone życie.
Zmruż oczy
Sagrada Familia dostanie więcej czasu niż ty,
zawsze z dala od zachwytu geniuszem.
Miłość to trudny teren, mogłabyś mnie sponiewierać,
że niemisterna w świetle naszych bieda szyb, i za zdradę.
W katedrze przechodzi przeze mnie kobieta.
Szpilkami rozsuwana w sukience. Z bioder
i witraży usypuje się wynoszony nad ołtarz kurz.
Ballada o białej krowie
Czy jestem aż tak głupi, żeby marnować czas
i nerwy na odsiew słów, półnagą stroboskopię
śpiewaną, prowizorki inżynierii społecznej.
Niezbędni jesteśmy już tylko dla siebie.
Nie mogłem mieć innych żon, zatruwać krew,
nie dowiesz się jak ciebie kochałem.
Do widzenia do jutra
Miłość ma najdłuższą ławkę rezerwowych,
zasiedzieli park. Kiedy prześwietlił ich księżyc,
zastawiała na niego słowa, wyciągała na haftki.
Błystkę wolności wrzucili do Polski.
Wyjechała bez sprayu, napełnił się Atlantyk,
w babim lecie poleciało oczko cyklonu.
Używał jednorazowych naczyń krwionośnych.
Wróciła po wiosenną ironię.
Pocztówka, zmaterializowane światło życia,
na które dotąd nie zasługiwał.
Zawiesina po grze wstępnej.
Dodane przez Grain
dnia 18.09.2024 05:46 ˇ
2 Komentarzy ·
176 Czytań ·
|