Śmietnik cuchnął rozkładem. W lipcowe południe,
gęsty upał przy ziemi, pełzał półprzytomny
po betonie podwórza wyprażonej studni,
gdzie cień chłodu nie daje i oddychać trudniej.
Dzisiaj, Bóg o tym miejscu, jak zwykle, zapomni.
Menel zaśnie spokojnie, pijany i brudny.
Nie musi robić długich rachunków sumienia,
z miesięcy, które przechlał i tygodni, suchych.
Wykruszyły się grzechy z dziurawych kieszeni;
same drobne, bo innych od dawna już nie miał.
Kiedy flaszką po winie zabawią się muchy,
on już będzie daleko, gdzie wszyscy zbawieni.
|