Mijają mnie galerie woskowych półtwarzy
Uśmiechniętych retuszem firmowej dobroci,
Horoskop nie rozpozna zwykłych, szarych zdarzeń,
Choć bieg potargał włosy i czoło zapocił.
Chłód wokoło i wróżba nie całkiem dosłowna,
Przemyka się szukając własnego znaczenia.
Umysł jeszcze wszystkiego nie miał i nie doznał,
A kolejne szczegóły tkwią w niedomówieniach.
Wtopione w przezroczystość znajomej wszechrzeczy.
Końce sznura już wiążą samoistną pętlę,
Jakbym albo się zgadzał, albo sobie przeczył,
Gdy całość zanurzona w przepowiedni mętnej.
Rozsypują się karty, a w zieleniach spranych,
Na konarach samotne kołyszą się liany.
|