|
dnia 21.01.2023 11:46
Najpierw sam powinien je nauczyć kochać, dając tego przykłady... Pozdrawiam. |
dnia 21.01.2023 16:36
Jedno mi tylko przyszło do głowy:
Łódź yourself |
dnia 21.01.2023 17:09
Eeee, nieee, człowiek powinien być zdolny do bezinteresownej miłości, nie tylko / gdy jest kochany/🥹, zwłaszcza, że takie szkraby powinny się właśnie jej uczyć od starszych, może nawet niesprawnych ale ciepłych(!) dziadków.
Właśnie ostatnio czytałam niemiecki artykuł o kwestii przywracania szacunku u dzieci; dokonuje się on m.in. przez obecność ( Respekt gewinnen durch Präsenz). Mam wrażenie, że taka perspektywa jest niedoceniana przez wielu naszych rodzimych Dziadków, tak, tak🥹.
Pokutuje przekonanie, że to młodzi powinni pamiętać, szukać kontaktu, śpieszyć się do starszych. Z jednej strony jest to podkreślenie autorytetu starszyzny ;) i tradycyjna cecha naszych, polskich relacji, ale z drugiej uważam, że zabiegane czasy wymagają zmiany optyki i dla zacieśnienia stosunków i budowania więzi ( jeśli wola oczywiście ;)), powinni się starać wyjść naprzeciw również seniorzy. Pytanie, czy chcą 😉? Pozdrawiam:))) |
dnia 21.01.2023 21:20
Dagny,
problem w tym, że dzieci w tej chwili nie są niczego uczone, w sensie relacji międzyludzkich.
Nowoczesne wychowanie/hodowanie, koncentruje się na potrzebach, a nie na relacjach. Stąd współczesny świat jest światem egocentryków, którzy patrzą na otaczających ich ludzi wyłącznie utylitarnie. "Każdemu według potrzeb" - to powiedział przecież Marks, nowoczesna pedagogika/psychologia są w znacznej mierze neomarksistowskie. Jakby tak popatrzeć na nasze wychowanie (sprzed kilku dekad), to jak nic, same traumy.
Nawet tu dotarło wykorzenianie jednostki z jej najbardziej rudymentarnego kontekstu.
"Przywracanie szacunku", o którym mówisz, to jeden z wielu projektów, w ramach programowania ludzi do pełnienia określonych zadań.
Kiedyś relacje w rodzinie (i nie tylko), kształtowały się intuicyjnie, przez obecność i naturalny współudział. Istniały rodziny wielopokoleniowe, dzieci uczestniczyły we wszystkim, co działo się we wspólnocie. Były świadkami narodzin, śmierci, miłości, szczęścia, cierpienia... A co mamy dziś?
Dzieci na pogrzeby np. nie zabiera się (bo to dla nich trauma, a poza tym przeszkadzają). Dzieci nie uczestniczą w ślubach/weselach (bo również przeszkadzają i psują wymarzoną uroczystość Młodym). Powstają hotele bez dzieci, restauracje bez dzieci, itd. A potem okazuje się, że miłość, szacunek, empatię, trzeba "przywracać", sztucznie programować. Smutne. |
dnia 22.01.2023 08:55
Glo:
Oczywiście że masz rację👍 - posyłając dzieci do polskiej szkoły przy Ambasadzie RP, powiem, że polskie dzieci są nieporównywalnie (!) głębiej kształcone pod kątem współżycia społecznego, rozbudzenia wrażliwości, szanowania więzi międzypokoleniowych niż niemieckie. Obchodzimy dni Babci i Dziadka, Matki, synek się uczy o Żołnierzach Wyklętych , dostaje materiały o kulturowych normach zachowania . Temat współżycia w rodzinie i wynikające tego zobowiązania ( tu też jest punkt 🥹), poruszany jest na religii w Polskiej Misji Katolickiej.
Ale w niemieckiej szkole ani autorefleksji ani empatii dzieci się nie nauczyły, pomimo dobrych placówek . Nauczono je odgraniczania się od problemów i usuwania przeszkód z drogi, byle iść do przodu.
Nacisk położono na operowanie pewnikami, liczbą (nauki przyrodnicze) a pokutuje wyrugowanie humanistyki. Obcowania z literaturą piękną dzieci praktycznie nie miały, lektury dotyczyły problemów społecznych, ( o natrętnej seksualizacji już nie wspominając i dwunastoletnich dziewczynkach biegających z marchewkami do szkoły ( gimnazjum klasyczne), w celu nakładania prezerwatyw). Córka w wieku 10 lat, musiała pisać o wakacyjnej miłości, synek w teatrze miał spektakl o segregacji śmieci, a w kinie - film o Stasi.
Nie od dziś wiadomo że lewica burzy, po to żeby naprawiać, a w razie czego zostaje zawsze kozetka ( oblegany zawód). Libido dominandi - Jonesa znasz?
Tam jest dokładnie wyjaśniona zależność między seksualizacją, a inwigilacją, ha, ha.
Oczywiście, że tak jak wspominasz : /przywracanie/ czegoś co w ogóle nie powinno było zniknąć , wygląda sztucznie, jak uczenie się siebie na nowo. Ale niestety takie są uwarunkowania i jeśli nawet neomarksistowska psychologia ( tu chyba tak w ogóle behawioralna?) próbuje coś ratować przez zastosowanie mechanizmu (🙄) obecności, to już się nawet nie wzdrygam przed zaadoptowaniem tego do własnych potrzeb, bo cóż zostaje? (Starsze pokolenie z mojej rodziny mieszka w odległości 1200 km, a seniorki, z którymi mam styczność , to dawne gorące feministki).
Zamiast pomstowania, trzeba się uelastycznić i profilować własną taktykę ( Jeeezu, co za język) i minimalizować szkody. A gdy jeszcze dochodzi okres dojrzewania, ponoć trwający nawet do 25 roku życia ( !) to masz kompletnie pod górkę: odwoływanie się do wartości - odpada, Ty jako rodzic w ogóle odpadasz🥹 - wszyscy są równi, autorytetów brak, starszy to frajer ( z racji wieku) - więc unikaj a problem zniknie, i resztki opresji zduś w zarodku.
W internecie znajdziesz wszelkie porady , grupy rówieśnicze zastąpią rodzinę, grupy zaangażowane w lewicowe projekty społeczne (namiastka partii) - od pieluchy wyhodują wyborcę , względnie rewolucjonistę, (a krytycznego poszukiwacza przyczyn stanu rzeczy, najwyżej nazwą drapieżcą 😉, obelgę przeżyjesz).
Koniec marudzenia, pozdrawiam serdecznie, D. |
dnia 22.01.2023 21:12
Myślę, że stary człowiek najczęściej kocha wnuki, gdy tylko ma szansę uczestniczyć w ich życiu, te relacje jakoś tak spontanicznie się tworzą i , jak w moim przypadku - babci już, mają związek z wiedzą, jak szybko mija wszystko, jak delikatną istotą jest dziecko i jak ważne jest jego wychowanie.To wie się z perspektywy dłuższego życia.
Na ile umiemy kochać zależy od nie tylko tego, czy nas kochano, ale chyba bardziej od tego, jak gotowi byliśmy się tego nauczyć w różnych rolach...
Mieszkam w górach, mam dorosłe dzieci, uczę cudze dzieci i kilku spraw jestem już pewna.Pierwsza jest taka, że dzieci, zwłaszcza te dorastające, są coraz bardziej samotne i zdezorientowane.A także to, że nic nie zastąpi relacji w kształtowaniu człowieczeństwa, w nauce, w umiejętności życia społecznego.I że nie chodzi o to, żeby zajmować się tylko dzieckiem, tworzyć mu tzw.warunki, ale włączać je w życie rodziny, społeczeństwa, w te różne role, obowiązki, zależności, w życie i w umieranie.Rozmowy, opowieści, pokazywanie i tłumaczenie świata - dopóki można to robić, to nie można rezygnować. Chyba trzeba wykorzystać jak najbardziej czas, kiedy mamy wpływ na dzieci: te najmłodsze i towarzyszyć tym starszym.Odpowiedzialna miłość zawsze zostawia ślady, te wartości po okresie buntu czy obojętności jednak okazują się trwałe, ja to już widzę.
Inspirujący wiersz. |
dnia 22.01.2023 22:52
Okropnie zaleciało Hemingwayem.
Tytuł moim skromnym zdaniem, jest lekkim nadużyciem, ale to moje subiektywne zdanie, tylko moje.
W polskiej kulturze, dziadkowie mieli szczególne miejsce w rodzinie.
Dzisiaj mają swoje miejsce w domach opieki. Schodzimy na psy, a tak łatwo jest nam zejść na psy, jak to klasyk śpiewał.
Chciałoby się zadać pytanie - a gdzie byli rodzice ?
Zawsze mówię, że ile ludzi tyle przypadków
dagny - czy to tylko placówki mają kształcić nasze dzieci?
współczesne słowa klucz to - co ja mogę? to wina internetu! to przez telefony! to wina telewizji! itd itp to dzisiaj słowa proteza, na ułomności ludzkie i wygody.
Od najmłodszych lat indoktrynacja instytucjonalna wywiera coraz większy wpływ na przyszłe pokolenia. Rodzice w dzisiejszym modelu, to tylko inkubatory, państwo to dawca oraz przewodnik. Dziecko zaczyna się w domu, a nie w instytucji. Niejednokrotnie, samo dziecko wybiera łatwość i oddanie instytucji w opozycji do rodzica, co skutkuje oddaleniem się od modelu rodzinnego. Jesteśmy świadkami hodowania lemingów, na ogromną skalę, samym do tego dopuszczając.
czule :) |
dnia 23.01.2023 07:04
Wnuczęta, zależy w jakim wieku. Jeśli jeszcze potrzebują wsparcia - są u dziadków, z potrzeby rodziców lub z własnych. W wieku dorastania - młodzi gniewni i zbuntowani, z potrzeby podkreślenia własnego "JA". Zmieniają się lub nie, często zwycięża "ego". A dziadkowie - muszą sobie radzić, ich sprawa. |
dnia 23.01.2023 10:42
Helutto, tak ładnie napisałaś, że muszę jednozdaniowo Ci powiedzieć, że wzrusza mnie postać takiej Babci pełnej poczucia misji i powołania, pozdrawiam serdecznie:)
Vagirio, całkowicie się z Tobą zgadzam. Zwłaszcza z przedostatnim zdaniem w Twoim komentarzu, jakkolwiek bolesnym jako konstatacja.
Dorastanie młodego człowieka opiera się nie tylko na rodzinę, instytucjach czy ( rzadko - kościele), tylko wszechobecnym filarze mediów. To nie lada wyzwanie.pozdrawiam ciepło :)) |
dnia 24.01.2023 15:47
w moich czasach się mówiło: może (morze) jest szerokie i głębokie, :) - pozdrawiam, będą znaczenia słów tych pewien, :) pozdrawiam, |
|
|