|
dnia 12.10.2007 06:53
pełne spięć
słowa to i tylko to. resztę pozostawiam bez komentarza. |
dnia 12.10.2007 07:15
czym jest miłość w ewolucji, zatraciło się wszystko. i na próżno wszystkie leki żeby się wyleczyć czy uchronić tak sobie odczytuję. trzeba jednak w nią wierzyć bo inaczej życie nie miałoby sensu.
Pozdrawiam |
dnia 13.10.2007 02:14
fajny kolaż, ale-... pobrudzony krwią
pozdrawiam |
dnia 13.10.2007 14:51
nee |
dnia 13.10.2007 16:46
Dziękuję wszystkim, którzy zechcieli cokolwiek wpisać! Poza tym:
rena: oniemiałaś z zachwytu?
otulona: Bardzo blisko, choć zarówno słowo "miłość" jak i "ewolucja" należałoby tutaj ująć w bardzo szerokim sensie wykraczającym ich biologiczne konotacje.
boz: asfalt jest nasiąknięty krwią czy tego chcemy, czy nie, taki "brud" był tu nieunikniony.
LIMAK: "nee" po grecku znaczy "taak", zatem? bo po polsku na dobrą sprawę nic nie znaczy? ;-) |
dnia 15.10.2007 12:05
Witaj:)
Podobno w Grecji przejawem gościnności jest niekończący się, bardzo żywy dialog z gościem przy stole-czy to prawda,że Grecy nie znoszą milczenia? Czy jest prawdą również to, że można jeść nie używając sztućców ? Jeśli tak- to bardzo wielka szkoda, że nigdy nie uda mi się zobaczyć, doświadczyć tego pięknego kraju osobiście-i jeśli to prawda, nie dziwię się ani troszeczkę, że słońce ociąga się tam z zachodami-:)
Zastanawiam się dlaczego piszesz tak? czasem wydaje się jakbyś musiał na nowo powtórzyć wszystkie lekcje historii plus przerobić jakąś potężną dawkę wykładów z socjologii i filozofii. A wszystko zdaje się ni mniej, ni więcej tylko służyć do rozprawienia się podmiotu samemu ze sobą, bez oszczędzania sarkazmu,ironi, aż po stwierdzenie "dennie jakoś w tym żywocie,mało co ma prawdziwą wartość......a to co ją ma jest trwonione i gnojone, wymieniane za bezcen na chłam.... i co ja tu w zasadzie robię?"
Miłość chleba i pożogi zabrzmiało mi jak "chleba i igrzysk", miłość soli akurat w moim odczuciu -jak -"beczkę soli zjeść" z kimś i dopiero wtedy okaże się czy to przyjaciel, kojarzy mi się też "z solą sypaną na rany"-ze specjalnym zadawaniem bólu [ no nie wiem co w greckim odczuciu kojarzy się jako pierwsze ze solą, bo może okazać się, że coś bardzo zaskakującego] miłośc deszczu i wiatru z racji tych balkonów odbieram jak jakieś próżne, łzawe wyczekiwanie, a i tak jedyne co może nadjeść to zawał i trucizna- to jakieś gorzkie spostrzeżenia, to zauważanie beznadzieności poprzez puste reklamy,puste puszki-czyli co? czyli Pandora opróżniła już swoją do końca? już nic więcej i bardziej niegodziwszego z niej nie wypełźnie, nie rozlezie się po świecie jak choróbsko? już mamy wszystkie dopuszczalne choroby cywilizacyjne? marazm, samotność, beznadzieja, brak celi,brak pracy,brak perspektyw, tumiwisizm, znieczulice, i do tego smogi,pijaństwo,rozpusta, zagęszczenie......ratunku Jeeeezus -Christos ocal chociaż resztkę uśmiechu w tym bajzlu do kwadratu, do sześcianu, do entej- bo w takich warunkach asfalt musi krwawić.
No bardzo smutne to wszystko.
To chociaż pożegnam ciepło-miłego dnia :) |
dnia 15.10.2007 19:31
Teraz, jeśli chodzi o pierwszy akapit twojego komentarza dotyczącego wiersza. Do historii w sensie dat, dekretów, wydarzeń, motywów i konkretów nie przyznaję się, do socjologii trochę, do filozofii i owszem bardzo, ale to żaden przymus :) Natomiast wiersz jest stanem jednostkowym i musiałbym powrócić się do czasu i miejsca w którym został on stworzony jako plan i pierwszy zapis, by odpowiedzieć poprawnie na pytanie, czy autor rzeczywiście zadawał wtedy sobie pytanie rco ja tu w zasadzie robięr1;. Ponieważ było to dość dawno mogę jedynie w tej chwili powiedzieć, że przy ponownym swoim rodkrywaniu gor1; dla siebie i retuszu przyświecały mi dość ponure konstatacje o kierunku, jaki przybiera ewolucja ludzkości, chciałem wyrazić swoje obawy, co do wygranej w walce i w miarę możliwości wypunktować spostrzeżenia i ostrzec. Twój tor skojarzeń jest bardzo dobry, bowiem niezależnie od tego, z czym się kojarzą dla Greków te, lub inne rekwizyty brałem też pod uwagę, pisząc po polsku, z czym się mogą kojarzyć dla Polaków, a akurat kojarzenia z tych przypadkach są podobne, choć może nie do końca. Sól, a może bardziej rsłonośćr1; w Grecji przywołuje przede wszystkim silne skojarzenia z morzem, rybołówstwem, marynarzy, ale nie koniecznie w pozytywnych wspomnieniach. Oczywiście skoro ewolucyjnie mowa o gatunkowej kondycji, a nie o jednostkowych przypadkach i dlatego nie zawarłem w nim cienia uśmiechu. Nie wolno mieć nadzieję, trzeba natychmiast działać. Asfalt w istocie krwawi. Przykro mi. Jestem jednak pewien, że zarówno w przeszłości, jak i w przyszłości popełniłem i nadal będę wiersze traktujące o jednostkowych lekkich i pogodnych przypadkach :)
rNo bardzo smutne to wszystko.r1; Nie zaprzeczam, faktografia bywa smutna, czy należy jej unikać? Może warto się hartować? Jak można się śmiać szczerze, jeśli nie wiadomo, co to płać? a ja śmieję się szczerze, do swoich, którzy odeszli, co dopiero przyszli i tych, co powoli odchodzą.
Pozdrawiam serdecznie i dziękczynnie, |
dnia 15.10.2007 19:32
Witam w moje progi, chyba rozumiem dlaczego zaczynasz swój komentarz od rozluźniającej rozmowy ;) Cieszę się też, że mogę ci odpowiedzieć na tak miłe pytania. Ech, od czterech lat nie zawitałem moje rodzinne strony i zaczynam bzikować. Otóż sprawa jest dość skomplikowana. Jest sporo miejsc jeszcze w Grecji niedotkniętych cywilizacyjnym szaleństwem i (w co trudno nawet uwierzyć) nie skażonych uganianiem się za turystami. Jest tych miejsc nawet nie mało, dlatego, że na całe szczęście większa masa turystyczna wybiera utarte szlaki i sporo traci ;) Otóż jeśli ktoś natknął się na takie właśnie miejsca to odkrył Greków nie zapraszających to stolika przed domem na przekąski i tsipuro, na całodzienne bajdurzenie i poznanie się. To nie znaczy jednak, że Grecy nie znoszą milczenia, bywa nawet, że nie wypowiedzą słowa za dnia :)Owszem potwierdzam też, że pewne potrawy można jest nie używając sztućców, że często jadają ze wspólnych talerzy, co ma podkreślić przywiązanie się do siebie i innych tego typu rdziwacznychr1; zachowań, do których sam się bez tortur przyznaję :) Dlaczego jednak nie miałabyś doświadczyć choć rąbka tego na własnej skórze, czy coś istotnego stoi na przeszkodzie? Nie musisz jednak odpowiadać. |
dnia 15.10.2007 19:33
To miało być wklejone razem i w dodatku w odwrotnej kolejności :/
Przepraszam i pozdrawiam jeszcze raz. |
dnia 15.10.2007 20:31
Myślę, że sporo w tym racji aby nie unikać faktów - tyle, że pojedynczy człowiek w każdych warunkach będzie jak zawsze pragnął dla siebie szczęścia, miłości i dążył do realizacji tego-obojętne czy światem wokół niego będą ogolone na glacę głowy,kolczasty drut na parkanach i kraty w oknie- czy ten pełen plastyku i wszystkiego co jednorazowe- czy taki na peryferiach wsparty o starą wierzbę nad rzeką i oddychający wieczorami woalami mgieł. Czy kiedyś nie znajdzie się jakiś odgórny sposób na wpływanie i manipulację procesami myślowymi ludzi, czy nie będzie tak, że stworzymy rasę ludzi beznamiętnych, nie posiadających tego naturalnego parcia do szczęścia i miłości-nie wiem. Można to zrobić różnie-poprzez upowszechnienie żywności z dodatkami, można uzależniać wpływając podkorowo na mózgi -można sporo-kto wie jak to się potoczy i w jakim kierunku zmierza cywilizacja. Dookoła siebie zauważam brak zieleni, betony, asfalty i wszędobylską folię, rachitycznie rosnące nowo nasadzone drzewa, bezmyślne niszczenie tego co naturalne na rzecz tego co wygodne. I ludzi...odzywających się do siebie mniej, śpieszących przed telewizor, komputer, rekompensujących sobie obecnością w necie braki życia towarzyskiego. Widzę też przesyt przemocą aż po braki reakcji ze strony widza, widzę oglądanie biedy beznamiętnie jak jeszcze jednej sensacji, widzę codziennie migawki relacji z toczonych dzialań wojennych, które są już normą w dziennikach na całym globie i nie powodują żadnych specjalnych odruchów u oglądających je ludzi. Widzę naukę sztucznego podnoszenia sobie adrenaliny w serialach kręconych na żywo odcinków o ludziach z mocnymi nerwami-kiedy dla mamony i popularności wielu z nich przed kamerą zje odchody nie tylko szczura, czy kozy ale pewnie przymierzy się wkrótce z łychą do własnych. Gdybyśmy zaserwowali 12 godzin oglądania telewizji jakiemukolwiek z naszych pradziadków- ich reakcje na to co by zobaczyli w dziennikach, reportażach, programach na żywo byłyby zupełnie inne niż nasze. I to jest chyba miara zmian jakie zaszły.
W tym wszystkim widzę siebie, moje dzieci ...i swoją niepewność, i ich oraz swoją nadzieję, że może jednak nawet w takim świecie znajdzie się nadal miejsce dla szczęcia, dla miłości. Tak widzę Christosie.
Najprawdziwszą torturą dla mnie jest ta paskudnie nakrochmalona serwetka, którą tradycyjnie trzeba na kolana lub pod brodę przy niedzielnym obiedzie-uff. Dlatego pozbycie się sztućców, bliskość i jadanie rączynami uważam za fantastyczne-:) niech żyją wspólne talerze z pysznościami. Miłe są wasze zwyczaje, a odrobina milczenia bywa najlepszą przyprawą późniejszej rozmowy-tak mi się wydaje. Pozdrawiam serdecznie :))) |
dnia 15.10.2007 21:58
Dotknęłaś sporo istotnych spraw w swoim komentarzu. Ciekawe jest właśnie to teoretyczne przeniesienie ludzi z przeszłości w teraźniejszość, dawniej też było dużo okropności w ludzkim świecie, powszechność akceptacji i zobojętnienie przyszło do nas nie tak dawno jednak. Dlatego jest bardzo ciekawa obserwacja ludzi, którzy jeszcze nie są do końca skażonymi tym wszystkim. Myślę, że tutaj w Polsce też są miejsca, w których da się obserwować takie mikrospołeczności.
Napisałem, że "nie wolno mieć nadzieję, trzeba natychmiast działać" jak się zastanowić to oksymoron i paradoks: jak można działać, kiedy się nie ma nadziei? Miałem na myśli, że często ludzie mówią "miejmy nadzieję" i na tym poprzestają nic z tym nie robiąc, a tu trzeba działać i wprowadzać w życie swoje wizje, po to by była jakakolwiek nadzieja. Ja zawsze taki byłem ;) |
dnia 16.10.2007 07:50
Popatrz ile myśli uwalnia parę wersów-to jest chyba sedno pisania. Ciekawi mnie sposób w jaki odbierasz to co dzieje się wokół Ciebie.Dlaczego? Łączysz sobą dwie kultury-już na tyle długo jesteś w naszym kraju, aby spokojnie wtopić się w otoczenie, zapisać się w tym języku, przekazać to co Cię u nas zatrzymało, ukorzeniło, a przecież nie usidliło przemocą. Ciągle wewnątrz są obecne w Tobie wszystkie tęsknoty, pamięć przekazów rodzinnych, zachowane w środku kołysanki śpiewane przez mamę, babcię, masa przysłów, małych "wypada, nie wypada, trzeba nie trzeba, dobrze czy źle" tłumaczonych dziecku, chłopcu, młodzieńcowi-to piękny bagaż, wzruszający, cenny.Masz zatem w zasięgu ręki, w sobie obie te sprawy, dwa rodzaje odczuć, dwie miłości i dwa przywiązania w tym dobrym tego słowa znaczeniu, które mieszają się, zespalają powolutku w jedno. To, że zdecydowałeś się pisać po polsku jest godne szacunku i sprawia , że w naturalny sposób poszerzasz rozumienie się ludzi o coś bardzo istotnego. Wiem, że nie jest Ci łatwo pokonać zawiłości naszego języka-stąd formy krótkie, wersy zwarte, myśli przekazane pigułkami. Podoba mi Twój cykl "pogranicza kiczu"-kiedy śmiało sięgasz po to co niby utarte, dlatego znowu mało dostrzegane, bo na co dzień, bo w zasięgu wzroku i przez to odpychane jak temat pt."jak jest każdy widzi"........ i pokazujesz inne oblicza tych puszek, chlebów, soli, cykut, drutów, spięć-gromadzisz je, ustawiasz sobie scenę i jak po schodach zbiegasz do tej myśli jaka zaświtała Ci, jaka wyłania się na pierwszy plan kiedy obserwujesz sobie życie tu gdzie aktualnie jesteś. Bo przecież teraz jesteś w kraju, w którym tak wielu wciąż planuje swoją wyprawę po złote runo, tak wielu ma i nie czuje tu swojego miejsca na ziemi, gdzie niby jest wszystko, a tak naprawdę nikt nie wie gdzie to jest, gdzie niby nic nie ma, a tak naprawdę coś się zawsze znajduje, w którym toczą się dwa nurty życia jednocześnie -rzeczywistość gadana, kreowana na rzeczywistość i rzeczywistość dotykająca każdego rzeczywiście-no ja wiem, że idzie się w tym pogubić. Zatem śledzę po tym co piszesz jak funkcjonuje to wszystko widziane oczami człowieka, który ma możliwości dokonywania porównań, wybierania tego co urzeka, odrzucania tego co nienajlepsze.
A nadzieja-w naszym kraju mówi się "nadzieja to matka głupich"- jakbyśmy tym powiedzonkiem chcieli siebie prowokować do liczenia tylko na to co własnymi rękami zdobędziemy,nie oglądając się na to, że los przyniesie coś dobrego- ja jednak uważam, że w duchu i tak ją posiadamy, wstydliwie, na dnie serc-bo życie nie składa się z samych materialnych spraw, a w ostatecznym rozrachunku samego z sobą rozważamy to czego nie daje się wymierzyć-kto nas kochał, kogo my kochaliśmy, kto był przyjazny,kto zawiódł, na kogo zawsze można było liczyć i kto potrafił sprawić, że się uśmiechaliśmy-jak to policzyć-:)nie da się, a stanowi przecież trzon naszych wnętrz w bogactwie i biedzie.
Zostań taki-i zostań z nami. Będę czytać jak Ci się wiedzie, co widzisz, co budujesz. Miłego dnia -:))) |
dnia 16.10.2007 11:48
Dziękuję za miłe i zachęcające słowa. Życie nie "jest gdzie indziej" jest tam, gdzie je budujemy, a nasz "bagaż" zabieramy ze sobą gdzie byśmy się nie pojawili, a jeśli chodzi o nadzeję, owszem, gdyby jej gdzieś tam nie było, to nie pisałbym o dzialaniu :) Serdeczności. |
|
|