Gdy wieczorem letnim w pamiętnej altance,
tuląc cię do siebie szeptałem te słowa...
Tak czułe - jakie szepce się tylko kochance,
ciało twoje drżało w mych ramion okowach.
Urywanym oddechem pieściłaś mą szyję.
Na piersiach czułem ucisk twych piersi w sukience.
I pewnie nie wiedziałbym - snem, czy jawą żyję,
gdyby nie twoje czułe - tak ciekawe ręce.
I usta głodne pieszczot. Chłonnym pocałunkiem,
zdawałaś się chcieć duszę wypić razem z tchnieniem.
Pijani pożądaniem, niczym mocnym trunkiem,
łaknęliśmy wciąż więcej, wzmagając pragnienie.
Lekki wietrzyk łagodnie chłodził nasze ciała,
niosąc zapach mięty i skoszonej łaki.
Pancerzem nagle twardym, stały się ubrania.
Drżące ręce pośpiesznie zrzuciły osłonki.
Głodne oczy obięły twą nagość spojrzeniem:
krągłość pełnych piersi, brzucha, bioder linię,
i jedyne natychmiast poczułem pragnienie
- zatopić się w twym ciele, wyruszyć w krainę,
gdzie gwiazdy ruszą z nieba na nasze spotkanie,
porwać nas wielkim Wozem po sklepieniu nieba,
by rozstać się boleśnie o brzasku świtaniu.
Bo tobie do męża wrócić... (Mnie do żony trzeba)
Dodane przez Kyre
dnia 09.10.2007 21:14 ˇ
3 Komentarzy ·
488 Czytań ·
|