Kiedy stwórca musiał unieść to, co zabierał na sprzedaż
A więc każdą muzę, której nadał imię Komercja
Codziennie zabijał kroki ucząc się nowych dróg
Gładko ukrywał uśmiech i cierpliwie czekał
Na kolejny świt aby spulchnić noc
A kiedy stwórca zlizywał z dopiero co rozkwitłej paproci
Grube warstwy naskórka dziejów sam sobie nie pozwalał dostrzec
Niewidomych dzieci tkwiących w dokładnie przemyślanej choć ukośnej symetrii
W bukiecie dla pierwszej kobiety przetoczył po policzkach
Zaledwie skończony dzień
A zatem stwórca odmierzył swój chwiejny krok
Zanegował modne wówczas rondo wytrenowane przez usta
Dostrzegł wreszcie krzywy zgryz w przeznaczeniu i fakt
Że nie ma już tak wielu do podawania kaczek w przepełnionych szpitalach
Kiedy stwórca uniósł palce na znak dnia ósmego wyuczył się kolejnego snu
Po mistrzowsku potraktował ostatniego skazańca
Kiedy już wychodził całe swoje niebo i zobaczył
Jak jego misterna konstrukcja chyli się ku upadkowi
Zapłakał
Nie było już niczego do podbicia
Piotr Paschke
Dodane przez Piotr Paschke
dnia 08.10.2007 14:32 ˇ
2 Komentarzy ·
565 Czytań ·
|