Ciepło w ogrodzie jeszcze bezpieczne,
Lecz jakoś dziwnie, cicho, bezwietrznie.
Niedługo potem przeszła z nad lasu
Obszerniejąca suma granatu.
Idąc gasiła słońce w kałużach.
Kładła się cieniem na dzikich różach.
Pomrukiwała grozą potęgi,
Dumna z ogromu jęczała w głębi.
Rozzuchwalona z mocy nieczystych,
Mnożyła stada kłębów zwalistych.
W mrocznym pochodzie błękit trawiła,
Aż całe niebo sobą zakryła.
W złowrogim wnętrzu- ponurej twierdzy,
dźwigała licznych błyskawic lęgi.
Zygzaki ognia, jak pomiot smoczy,
Bryzgały z trzewi, ciskały grzmoty.
W żądzy przestrzeni nienasycona,
Parła na oślep szałem demona.
Na koniec świata dotrzeć gotowa,
Lecz ją horyzont w czas zatamował.
Straciwszy siłę, by nieść swe brzemię,
Nawałą gradu zraniła Ziemię.
Dodane przez ela_zwolinska
dnia 17.11.2021 23:09 ˇ
8 Komentarzy ·
199 Czytań ·
|