w letni wieczór po zmroku lipy pachną aż miło
woń ich niesie się wokół jakby innych nie było
i niewiele potrzeba żeby poczuć się bosko
towarzystwo czar drzewa i już żegnasz się z troską
w niebie srebrzysto szarym pod niebieską kołderką
przysypiają koszmary pochrapując nietęgo
buja wiatr gałęziami od niechcenia leniwie
szepcze nam zadumanym opowieści przedziwne
o odległych krainach o dalekich wyprawach
niecodziennych wyczynach bohaterskich wypadach
o nieznanych planetach o dziwacznych księżycach
to co wie o wszechświatach wszystko czym się zachwyca
patrząc w gwiezdne oddale zażywamy wywczasu
jak nas uczył z zapałem sam pan jan z czarnolasu
|