Poniższy tekst nawiązuje kontekstem do serii Star Trek. Aby nie naruszać praw autorskich, imiona / nazwiska trzech członków załogi zostały zmienione.
Kapitan Sven, komandor Locke
ruszają znów w nieznane;
zanurzą się w kosmiczny mrok,
tysiąc lat świetlnych w jeden rok,
otchłanie niezbadane.
Szybciej od myśli statek mknie,
wszechświata dane zbiera;
to czarnych dziur złowrogi cień,
to białych karłów światło mdłe
mija jak błysk lasera.
Badają mgławic sieć i tor
czasoprzestrzeni krzywizn;
nurkując w głąb zdradzieckich nor,
spomiędzy asteroid sfor
zawsze wychodzą żywi.
Aż wreszcie, syci odkryć, chcą
powrotny kurs obierać,
lecz rozkaz padł w godzinę złą,
lub los tak zwiódł ich chytrą grą,
że statek jął zamierać.
Próżno załoga ile sił
gasnący napęd wzmaga:
pojazd wypełnia żrący pył,
a krew odpływa z bladych żył
- i na nic tu odwaga.
Lecz nikt nie wierzy, że to kres:
wśród międzygwiezdnej ciszy
ślą rozpaczliwe S.O.S.
wstrzymując sznur niemęskich łez
- lecz któż ich tam usłyszy?
Kapitan, z trudem łapiąc dech, rzekł:
"Nim ostatnie tchnienie
wydam, oświadczam: "To nie pech,
ale mój własny błąd i grzech
- proszę o wybaczenie."
Zachwiał się, czyjś usłyszał jęk,
a w piersi poczuł kłucie
jak ostrze noża - lecz nim lęk
zdławił mu głos w uścisku szczęk,
utracił wszelkie czucie.
Dodane przez Nadzieja
dnia 14.10.2021 13:27 ˇ
6 Komentarzy ·
205 Czytań ·
|