"...Któż to nas tak odwrócił, że cokolwiek
byśmy czynili, jesteśmy w postawie
odchodzącego..."
/R.M.Rilke/
Dlaczego płaczesz? Pyta ktoś,
nie oczekując odpowiedzi.
Wokoło ciemność, choć bez snu.
I na nic wszelkie egzegezy.
Piach zasypuje każdą z blizn.
Pomimo strachu coś ukrywam,
Nierozpoznany ból wciąż tkwi.
I to jedyna rzecz prawdziwa.
Wiedziałem, że odejdziesz. Nie wiedziałem kiedy
Runie cała konstrukcja stawiana z mozołem;
Na zły procent ochoczo zaciągnięty kredyt
I potop tuż, lecz nic nam nie poradził Noe.
Coś się rozpada, ginie, umyka z naszych spraw
Zbieramy sens mozolnie: obawy, życie, strach.
Nie trzeba chcieć niczego więcej,
Więc niepotrzebna jest korekta
Cień się poruszyć nawet nie chce
I całą wróżbę już wyszeptał.
Nie bierz tabletek na tę boleść,
Zrezygnuj z ziółek - nieskuteczne;
Choć może tylko zmierzchu fiolet,
Choć może poblask drogi mlecznej.
Zamknąłem oczy żeby lepiej widzieć
Gwiaździstość nocy w pochmurnej przestrzeni
Przez puste place zła samotność idzie
Zdaje się - ku mnie. Lecz cóż mogę zmienić?
Rozłóż wszystko a później poskładaj od nowa
I tani wrzask gawiedzi zamień w pomruk ciszy,
Widzisz? Ze strachu anioł na strychu się schował
Nie słyszy nic od ciebie i ty go nie słyszysz.
Najlepiej pije się z diabłem.
Szklankami. Wydech - wdech.
A później... jak na to wpadłeś?
Już pije diabłów trzech.
Taksówka wjeżdża na parkiet,
Włączony wsteczny bieg
W krąg cyrografy podarte,
Jednego diabeł strzegł.
Pijcie! Majaki, poczwary;
Obca wam moja krew.
Do dna. Za życie spaprane.
Szklankami. Wydech - wdech.
Nastała cisza, jak ten świt odgłosem żadnym niezraniony
I pieśń w niej tkwiła, której nikt nie nucił pośród zadżumionych.
I była pora zbioru snów, czytania wielkiej księgi znaczeń
Z których wynika tylko to, że wszystko mogło być inaczej.
Zgłupiałeś? Nie to pisanie.
Nie na tę chwilę wiersz.
On, zmęczonymi wersami
W czerń własną będzie pełzł.
Pod twoje okna się wczołga
Wciśnie szczeliną drzwi
I będzie może podglądał
Jak niespokojnie śpisz.
Odeszłaś którymś rankiem, czy może wieczorem,
Bezszelestnie, po śladach skrzypiącej podłogi,
Lecz zabrałaś ze sobą tomik "Con amore"
Kilka taktów z ostatniej naszej bossa novy.
Może ciepła za mało wśród obszarów nocy,
Może czułość mieszałem z szarzyzną codzienną,
Lub nie zapamiętałem jakby jeszcze o czymś,
Co w całej odmienności buduje wzajemność.
Wciąż jednako zegar tyka:
Co godzinę dzwonna warta,
Trochę gubiąc się w rytmikach,
Gra ponurą pieśń o czartach.
Chciałem jakoś odszukać - zniknęłaś mi w tłumie.
Wszędzie wnikam, zaglądam, lecz znaleźć nie umiem.
Niespokojność, senne mary
Głupi, pusty, dzień nastaje;
Słońce krąży w barwie szarej
Puste kartki, pusty kajet.
|