Ja dla pani, proszę pani,
własną duszę rad bym zranił,
zamknął słowa na półstryszku,
pod rząd wypił z pięć kieliszków
naleweczki z róży dzikiej,
później został gdzieś fircykiem,
by na końcu takiej drogi,
wrócić strofą w wierszu błogim.
Ja dla pani, proszę pani,
diabłu duszę mógłbym raić
a sprzedawszy nieco drożej
do stóp pani rzucić morze
Adriatyckie albo Czarne;
gdzie nagrzany piach rozgarnę
i tam właśnie, na tej plaży,
tylko bym za panią łaził.
A co wieczór, proszę pani
treścią ballad słuch bym mamił
aż mógł będę (poznam z gestu),
wziąć w ramiona, bez protestów
i najpierwszym śladom świtu
takich nadać kolorytów,
że się słońce zaczerwieni
pełne wstydu. Wiem, eufemizm.
Tylko problem, moja pani
bo choć pragnę bisurmanić
słowem, myślą, całym ciałem
- wciąż cię jeszcze nie poznałem.
Wiem, że jesteś, oczekujesz,
że rozumiesz, co ja czuję!
Otwórz progi swe gościnner30;
Nie chcesz? - pójdę szukać innej.
|