Kiedy orkiestra skończy grać (choć jeszcze miejsce jest na bisy),
W chłód nas zabierze nocy czas, by warkot bębnów już wyciszyć,
I pozostawić tylko dźwięk który w nas utkwił, objął całość,
Wniknął boleśnie w tkankę snów, jakby w niej bólu brakowało.
A ty się złościsz, pół na pół,
Pomiędzy fugą a toccatą,
Gromadząc świeże krople tchu,
Które nadesłał adorator,
Łapiąc oddechy strojne w szron
Z przedwczesnej wiosny, tu, w ogrodzie,
Gdzie zielenieje stary klomb
I coś podejrzeć chce przechodzień.
A wokół tylko nocny mrok, lot samotnego nietoperza,
Zapamiętany struny głos, jakby się kurczył lub rozszerzał,
Ginąc w dotyku twoich ust, zacałowanych przez zdziwienie
Że może sen twój wejść w mój sen, zostając wspólnym rozmarzeniem.
I sama widzisz jak to jest,
Gdy nie chce wybrzmieć cała fraza
A spośród melodycznych gęstw
Znajomy refren się powtarza.
Rozwiesza brzmienia pośród drzew,
Budując pauzę w takiej chwili,
By uspokoić każdy nerw
I do mgławicy się przymilić.
Z wędrówki nocnej wrócił kot, zdziwiony, o czym tak rozmyślam,
A ja przy tobie przecież tkwię, na stole napoczęty wiśniak
I słyszę wciąż subtelny dźwięk płynący w tempie allegretto -
Kot się przytulił, swoje śni, poza tym jest mu wszystko jedno.
|