w małym ciasnym balkonie szemranego hotelu
gdzie kwaśnych beczek wina zalatuje smród
bez buta rozwalony bujam się w fotelu
i kiwam się bezmyślnie patrząc ostro w dół
tam w dole gdzie rozlewa się ulic bezsenność
zawodzi jak najęty szklanek samczy szczęk
załamany w ujęciach pod znakiem kapelmistrz
uparty jak osioł pozuje do zdjęć
z prawej wyszedł kolejarz przez tory na przestrzał
z lewej wyszły bękarty rozdarte na skos
jak te cienie na ścianie rozkłada się pejzaż
i łbem ciężkim o ścianę bije zbity pies
w tamtych oknach bez przerwy grzmi tylko o zdradzie
przez szczyty fasad bloków rząd wypranych szmat
wyglądam jak ten dureń zacięty w obrazie
wychylam się - by pojąć kto tak opluł - świat
|