Ławka
siądź obok tutaj przy mnie przy słońca zachodzie
i w aromat się wkosztuj osobliwej chwili
to miejsce bardzo długo stało dziś samotne
a wszyscy obok niego szli i przechodzili
siądź obok na tej ławce i nie wiedzieć czemu
wypowiedz to spokojnie po cichu nieśmiało -
czego chce się przez życie szczerze - jak nikomu
co się chowa co żywi - a zawsze milczało
Nostalgia małego miasteczka
już nie słychać Chopina i zamilkły wiece
śmierć zatknęła klepsydrę na obskurnym kiosku
a wyborcze afisze na żelaznym sklepie
jak dżuma czy zaraza gniją aż od wiosny
tu wspomina się miłość kochaną dziewczynę
śni o lodach zielonych wacie na patyku
a ksiądz z myślą o dzieciach poświęca jedyną
ostatnią jeszcze żywą drewnianą kaplicę
tu się pije do rzeczy i gada z księżycem
o pogodzie o szczęściu o jesiennej porze
a zmierzch w oknach z plastiku zawiesza ulicę
słup latarni przystanek i zaschnięte róże
Wielkie piękno
w jakim szale zamyśle natchnieniu obłędzie
ciął i rąbał niebieski w tym żywym marmurze
aż wyciosał ci z niego z miłosnym zacięciem
całą ziemską twą postać ogromną figurę
aż się wszyscy wokoło oglądają w złości
że im miejsca zabierasz lub przysłaniasz widok
tobie jednej nie szczędził darował w całości
czego skąpił i nie chciał oddać innym ludziom -
kiedy leżę spokojnie na twej wielkiej piersi
albo dyszę zmęczony w cienistym jej skraju
czuję się jakbym zdobył świata czubek pierwszy
albo umarł i trafił szczęśliwie do raju
Nuda
próżność taka że nie drgnie nawet jeden listek
i dzień - od snu - upalny zaczyna omdlewać
ptaki w cień pochowane żaden nie chce śpiewać
i osa zabłąkana w szklance zmarła szklistej
|