I znów Wigilia - od lat w tej samej, wręcz banalnej scenerii. Ale bywało inaczej...
Oto spisane przeze mnie wspomnienie Jana Narowskiego, naocznego świadka
ostatniego wigilijnego wieczoru II wojny światowej. Dodam - wspomnienie
dla niektórych kontrowersyjne.
Umilkły działa
24 grudnia 1944, Brańszczyk, stara wioska nad Bugiem w wigilijny wieczór - tuż
za linią frontu, który przeszedł przez wieś trzy miesiące wcześniej i zatrzymał się
na Narwi.
Zapada mrok. W ostatnią Wigilię wielkiej wojny wraz z innymi dziećmi wypatruję
pierwszej gwiazdki. Śnieg na polach i gałęziach drzew. Z kominów chałup leniwie
unoszą się dymy. Okna rozświetlone żółtym odblaskiem naftowych lamp. We wsi
szczekają psy i porykują krowy - jakby ćwiczyły przed dzisiejszą nocą przemawianie
ludzkim głosem.
Na zachodzie dudniący odgłos artyleryjskiej kanonady. Świetlne smugi zenitówek
przeszukują niebo. Niemieckie działka przeciwlotnicze strzelają do rosyjskich
bombowców. A z nadbużańskich wiosek, Starych Bud i Tuchlina, niesie się głos
ligaw, adwentowych trąb z kory wierzbowej, wieszczących, że się Chrystus rodzi.
Nagle od strony niemieckich okopów dobiega śpiew. Początkowo nieśmiało, jakby
był tylko tłem dla dudniącego frontu, a potem coraz wyraźniej słychać kolędę.
Stille Nacht, Heilige Nacht - Cicha Noc, Święta Noc na mazowieckiej równinie,
chociaż śnieg czerwony od krwi, chociaż lufy armat gorące mimo mrozu.
Grzmot salw z nad Narwi powoli cichnie. Niebo już granatowe. Tylko czasami
opada dostojnie rakieta, rozsypując tysiące maleńkich gwiazd, jak zimne ognie
na wigilijnej choince. Kolędzie wtóruje głos ligaw. Na chwałę Chrystusa, dla
opamiętania ludzi, którzy powinni być braćmi, a są wrogami. W imię czego: rasy,
religii, szaleńczej ideologii?
Tak zapamiętałem tę ostatnią wigilię wielkiej wojny. I ta pamięć, wraz z kolędą,
która uciszyła armaty, zostanie po kres mojego życia.
Wszystkim Paniom i Panom z PP przesyłam Najlepsze Życzenia,
wraz z nostalgicznym wierszem Jana Twardowskiego.
Dawna wigilia
Przyszła mi na wigilię, zziębnięta, głuchociemna,
z gwiazdą jak z jasną twarzą - wigilia przedwojenna.
Z domem, co został jeszcze na starej fotografii,
z sercem, co nigdy umrzeć porządnie nie potrafi.
Z niemądrym bardzo piórem skrobiącym w kałamarzu,
z przedpotopowym świętym - z Piłsudskim w kalendarzu.
Z mamusią, co od nieszczęść zasłonić chciała łzami -
podając barszcz czerwony, co śmieszył nas uszkami.
Z lampą, z czajnikiem starym wydartym chyba niebu,
z całą rodziną jeszcze, to znaczy sprzed pogrzebów.
Nad stołem mym samotnym zwiesiła czułą głowę -
nad wszystkie figi z makiem- dziś już posoborowe.
Przyszła, usiadła sobie. Jak żołnierz pomilczała,
Jezusa z klasy pierwszej z opłatkiem mi podała.
Dodane przez Janusz
dnia 18.12.2019 11:45 ˇ
16 Komentarzy ·
595 Czytań ·
|