kiedy opadną mgły wyruszmy cicho przez las
poza horyzont drzew gdzieś gdzie nie kończy się czas
prowadź nas siostro pijaczko córko matki jesieni
zanim dogonią nas cienie niedowodliwych nadziei
przeplataj nićmi romansów euforię z mglistymi lękami
coraz późniejszych poranków nim zostaniemy znów sami
niech nie wstrzymują nas zgliszcza dopalających się gwiazd
niech noc najbardziej srebrzysta poniesie nas jeszcze raz
przez bezimienne pustkowia znudzone swoim widokiem
i zamarznięte syberie serc ludzkich wiecznym mrokiem
aż nas przebudzą drżąc fali dźwiękowej wibrującym echem
prawdy i nieprawdy wdechem i wydechem
że lunatyków nasz pochód w krąg się znowu połączy
nigdy nie będzie niczego i nic się nigdy nie skończy
i znów usiądziemy pod drzewem co tak zielone ma liście
i wiersz który teraz czytamy już kiedyś napisaliście
|