DOKĄDŚ
leżąc krzyżem na pokładzie
patrzył na błękitne niebo
w opowieści mew śpiewających zasłuchany
trzeszczących masztów i łopoczących żagli
głośne rozmowy zrozumieć się starając
zaś gdy one brakiem wiatru zamilknąć zmuszone
cichemu szeptowi fal głos oddawały
usypiał spokojnie
łagodnie na nich raz bliżej a raz dalej
ku obłokom unoszony
okręt jego dawno temu skądś wyruszywszy
opustoszał, gdy na jaw wyszło
iż steru jest pozbawiony
i że już od wielu dni z urwaną kotwicą żegluje
na łaskę wiatru i słońca
oraz na miłosierdzie Neptuna wystawiony
a przez to wolny
jak towarzysze krzykliwi
co w każdej chwili tajemnym instynktem
odlecieć gotowi
strach, który przeklinał
teraz już w dalekie echo zamieniony
jeszcze tylko nocą czasem nawołując
bezsilnie drogi do jego zmysłów poszukiwał
w głupocie swej zaślepiony
iż jak się do warowni zbrojnej bez klucza
lub zdrajcy podstępnie nasłanego
tak się i do zatopionej z kotwicą nadziei
największą nawet siłą
przedostać nie sposób
leżąc krzyżem na pokładzie
czuł na sobie krople deszczu
w ich miarowy rytm zasłuchany
w pamięci jeszcze chwilę zatrzymać się starając
wypłukiwane spod powiek wspomnienia
gdy bezbronne w objęcia oceanu dostać się zmuszone
zapraszającej toni barwę swą powierzały
usypiał spokojnie
dłońmi oczu nie osłaniając przed wodą
i jej mokrymi pocałunkami
płynął skądś
a może tylko śnił
i pomylił kolejność
może nie było błękitu
ani pocałunków
może nie płynął dokądś...
Dodane przez mastermood
dnia 12.09.2007 18:53 ˇ
6 Komentarzy ·
691 Czytań ·
|