kiedy byłam małą dziewczynką, a deszcz padał i padał, stawałam przy
otwartym oknie i martwiłam się jak długo przyjdzie mi tak stać patrząc
na krople rozbijające dna kałuż i co będę robiła, kiedy przestanie padać.
nieporuszona wdychałam jego czystość, wilgoć i chłód. powietrze im dalej
w deszcz, tym bardziej stawało się czarodziejskie. znad rzeki wyłaniała się
mgła, a w jej wnętrzu nawet ptaki i drzewa mówiły zrozumiałym językiem.
deszcz obmywał, ramiona mostu, fasady starych kamienic. zniecierpliwiona
wyobrażałam sobie piękny dom, niczym pałac z bajek o księżniczkach nie chcąc
przyjąć osobliwego prezentu ofiarowanego mi w postaci deszczu. ten dar, to siła
niemożliwa do pomyślenia, do objęcia, do opisania, choć podarowana z prostotą
i dobrocią, spływała po mnie z każdą kroplą, której nie aprobowałam.
dziś pada wrześniem i znowu nie mogę go zaakceptować. siła ta nie jest
demagogią miłości, jest dobrocią, flirtem, z którym nie wiem, co uczynić.
zamykam okno. zostaje zapach dotknięty chłodnymi objęciami szyby.
Dodane przez lu marta
dnia 07.09.2007 13:00 ˇ
12 Komentarzy ·
1082 Czytań ·
|