poszliśmy razem na spacer
od zakrętu Drogi Mlecznej ku domowi
mijaliśmy porty wiecznie zatłoczone pośpiechem
statków przepełnionych po burty
siadywaliśmy milczący na ławce
mijaliśmy tłumy wiwatujące tłumy gniewne
ludzi na trybunach i martwych ludzi
siadywaliśmy milczący na plaży
każdą noc stemplował księżyc
gdy zasypialiśmy pod granatowym płótnem
każdego ranka słońce wskazywało kierunek
ślady stóp wypełniały się cieniem
nogi grzęzły coraz głębiej
ale błagałem by ta droga nigdy się nie skończyła
podniosłem kij i groziłem jej z każdym krokiem
a gdy dotarliśmy pod próg naszego domu
poszliśmy razem na spacer
w przeciwnych kierunkach
|