Przyszpitalna przychodnia. Duszno i tłum.
Jestem tutaj z matką. Nie pozwala odejść, nawet na chwilę. Boi się,
że nie potrafi powiedzieć co jej dolega. Boi się ludzi. Rozmawiają o swoich chorobach, snach.
Denerwują się na lekarza, który nas zostawił. Poszedł operować.
Jestem spokojna. W tej chwili
powinniśmy zatrzymać się przed drzwiami, ale nie każdy chce. Niektórzy wciąż pukają. Boże,
ten hałas jest nie do wytrzymania!
Czekam. Patrzę na dwie fotografie
i cały czas przekręcam bransoletkę.
Nie potrafię opanować tego odruchu. Powinnam przestać. Jest delikatna, może się zerwać,
wtedy kolorowe koraliki rozprysną po podłodze. Nie mogę jednak przestać.
Dotykam każdego po kolei i fotografii...
Dziewczynka na tej starszej ma 8 lat, kokardę we włosach, skromną sukienkę, opaskę na ramieniu.
Uśmiecha się - jest dzieckiem szczęśliwym
na zdjęciu. Nazywam ją Iskierka, tak najodpowiedniej, ze względu na oczy. Milczy.
Lekarz nadal nieobecny. Chce mi się pić, ale woda się wylała.
Jak dobrze móc napić się wody, móc przełykać
bez bólu. Zwykły, mały łyk wody. Nic więcej.
Dziewczyna z drugiej fotografii zadarła głowę, patrzy gdzieś w dal. Jakby była
nieobecna, czuję jednak jej spojrzenie. Zna moją bransoletkę. Jestem pewna, że widzi. Milczy.
Obydwa zdjęcia czarno białe. Tutaj nie ma szarości. W tym przypadku nie ma szarości.
Na poczekalni też nie widzę szarości. Kolory są wyraźnie określone.
Przesuwam palcami po koralikach.
One się uśmiechają. Mówią coś, tylko tak niewyraźnie słychać, bo ci ludzie wokół...
Boże, jak dużo mówią, jak dużo mówią. Jak mówią?
Nie rozumiem o czym... O jakiś zwierzętach, roślinach, kopulacji.
O swoich najważniejszych światach i narzekają
na lekarza, że nie powiedział na jak długo znika.
Gość w za ciasnej koszuli odmawia różaniec. Pytam, czy mu to pomaga?
Twierdzi to taka mantra - wycisza, wycisza. Wycisza?
Kobieta nerwowo licząca drobne, przystaje. Krzyczy - dlaczego?
Ale w tej samej sekundzie odwraca się, odwraca.
Odwraca i wybucha śmiechem. Nie rozumiem. Nic nie rozumiem.
Mówię, że czasem trzeba zrobić przerwę,
że możemy poczekać te kilka godzin ze swoimi chorobami. Przyznają mi rację,
ale nadal krzyczą. Nadal biegną, choć siedzą w miejscu. Wciąż tak głośno biegną!
Wraca lekarz. Spogląda na nas. Pochyla głowę. Milczy.
Dodane przez Milianna
dnia 07.08.2017 23:24 ˇ
9 Komentarzy ·
769 Czytań ·
|