W wyschniętej po ropie czarnej sadzawce
Umierał w ciszy ostatni Król Żab
Bez honorów salw armatnich skrzeku poddanych
Czy łodzi podpalanych strzałą z łuku
Jedynie żuraw stalowy posępnie patrzył z daleka zatopiony w betonie
Przekrzywiony podmuchem niewidocznych cząsteczek
Stworzonych przez dwunogie cienie
Nie wiedział Król Żab dlaczego jest Królem
Tym bardziej dlaczego ostatnim
Kraina jezior bagien i traw niespodziewanie wyschła
Wiatr nie przynosi już przyjemnej ochłody
Tylko śnieg który śniegiem nie jest
Białe trójkąty zniknęły i nie suną już po taflach mojego królestwa
Zamyślił się na chwilę odwlekając siłą woli co nieuniknione
Córka moja taka mała taka blada
Nawet jeszcze niezielona
|