Leśną ścieżką wśród gęstwiny
Samotna idzie kobieta
Trzyma w dłoniach ogień zimny
Błyskami drogę oświeca
W ślad za blaskiem, krok za krokiem
Czarem iskier uwiedzione
Podążają pod urokiem
Morza istnień zatracone
Droga kręci, las wiruje
Warkocz skierek wszystkich zwodzi
W tańcu barwą mantr wibruje
Do granicy drzew podchodzi
A nad skrajem, w pełnym blasku
Księżyc ku przepaści wabi
Kto nań spojrzy już w potrzasku
Nie ucieknie od otchłani
Mknie lawina istnień w krater
Bez dna, wyścielony nocą
Ramię w ramię tchórz, bohater
W dół ściągani wielką mocą
Jak paprocie co z nich węgiel
Pcha uparcie koła świata
Tak rzędami dusze pędem
Mozaikowy ścieg zaplata
Skrzyć się kończy zimny ogień
Czerń bezkształtna chłonie wszystko
Niespełnionych fala wspomnień
Gasi serc pogorzelisko
Ustał łoskot, łuny znikły
Czas zastyga niemierzony
Został tylko patyk zwykły
W zaciśniętej, drobnej dłoni
|