Na lodowym pustkowiu gdzieś na kraju wszechświata
Siedział Szatan i na Noc czekając płakał
W piwnych oczach łzy rosły jak światy
Które niszczył tak słodko przed laty
Lecz do czasu początku już wrócić się nie da
Już wiosny nie będzie ktoś wiosnę pogrzebał
Wyklute spod śniegu dwa czarne motyle
Niechcący zwiastują ostatnie mu chwile
Gdzieś widział je kiedyś lecz pamięć zawodzi
Więc oczy przymyka i znowu są młodzi
I biegną bez żalu goryczy i trwogi
A w pędzie beztroskim któż patrzy pod nogi
Do sali z bursztynu ich kroki prowadzą
Gdzie bal im wspomnienia ostatni wydadzą
Wszelakich tu istnień zebrała się miara
Jest Syzyf z kamieniem i ojciec Ikara
Jest żołnierz co z bitwy nie wrócił wrześniowej
Zawisza z Garbowa Achilles z Hektorem
Romeo i Julia Izolda z Tristianem
I matka co sama została nad ranem
Jest Zbójnik Karpacki i Pan od przyrody
I strzelec znad brzegu Świtezi złej wody
Orszakiem w rytm suną kobiety ze stosów
Zerkając z uwagą na sprawców ich losu
Rozmyty korowód dociera do sceny
Lecz cichnie w oddali już głos Melpomeny
A szafran Aurory do okien zagląda
I mieniąc się światłem czerń nocy roztrąca
W bezdźwięcznym wszechświecie zostaną znów sami
Noc czarna z Szatanem z piwnymi oczami
|