idą w kierunku sklepu wydeptaną w trawie ścieżką.
Co za szaleństwo światła nagle na ich taftowych bluzkach!
Słońce musiało biec do nich po dwa kroki na raz,
żeby teraz na palcach kręcić się w miejscu.
I jak narzekają na dwójkę umorusanych chłopców,
którzy - plącząc się wokół ich przeładowanych siatek -
przeszkadzają obgadywać nowego księdza!
Wiatr wypchnął kurz na jezdnię i piskliwe głosy kurcząt
z pobliskiej farmy znów słychać wyraźnie -
zupełnie jakby chciały zagadać to senne popołudnie,
kiedy spełnia się wreszcie spóźniony wiosenny przypływ,
a oddech przystaje na granicy płuc, drobiąc stopami
i zadzierając sukienkę. O tak, nie wiemy dobrze, co mówimy,
ale to dopiero nasze czyny wprowadzą nas w prawdziwą rozterkę.
Niebo przeleci nad nami parę razy, jak spóźniony listonosz,
gubiąc po drodze za duże sandały - na tym koniec zabawy.
Zostaną wypalane ścierniska i wzgórza wiosną,
potem jesień przyjdzie, jej małe kłamstwa,
prawione na okrągło, który to już rok?
Dodane przez admin
dnia 01.01.1970 00:00 ˇ
792 Czytań ·
|