Dziewiątka wynurza pysk z ciepłej mgły.
Motorniczy uderza w dzwonek i nuty pędzą,
jak krążki odbijane od niewidzialnych band.
Miasto pęczniej z gorąca - tak samo,
jak dziesięć lat temu, kiedy roznosiłem
w tym rejonie listy, gazety, pieniądze.
To było moje miejsce, a teraz nawet nie wiem,
co się z nimi stało, jak się mają ci wszyscy ludzie,
których widywałem każdego ranka, w porze obiadu, popołudniu.
Dziesięć lat temu czyjś łamiący się głos powiedział
zza uchylonych drzwi: "Pan Roman Brandstaetter nie żyje,
gazety nie będą więcej potrzebne". O tak, śmierć potrafi być
nad wyraz dyskretna.
Dodane przez admin
dnia 01.01.1970 00:00 ˇ
800 Czytań ·
|