Pierwsze promienie słońca plączą się niepewnie
w gałęziach drzew nad cytadelą, by już w chwilę potem
przekraść się przez szybę do wnętrza szoferki.
Czerwień ich kombinezonów nabiera
w siebie jeszcze więcej czerwieni,
gruby, po prawej, smakuje coś
niecierpliwie przez sen. Ale
pięćdziesiąt jeden łamie się zaraz
w ostrym zakręcie i beznadziejna skarga świń
wypychanych na rampę miejskiej rzeźni
wypełnia nasze zmysły. Jednak na chwilę tylko,
wracamy szybko do przerwanych rozmów.
Dodane przez admin
dnia 01.01.1970 00:00 ˇ
1473 Czytań ·
|