W pozłacanych złotolem salach
wśród fanaberii przypadkowych mebli
przemykałem się czasem
wykradzionym od żony
aby posłuchać bankowej poezji.
Pośród cyfr, tabel i sprawozdań
w potopie nudnych statystyk
bankowych zdarzeń
stawał się czasem mały cud
konfiguracji wrażeń
z prostych, banalnych słów.
Owszem, była także i wódka w bufecie
katalizator naszych niemytych dusz
bastion naszej natchnionej obrony
przed kontratakiem cyfr!
W powietrzu frunęły wiec dziwożony
a małe dziewczynki cwałowały
wśród bajek wróżb.
A Gałczyński
(który ma u mnie zawsze wygodną kanapę)
wiódł swój korowód Muz.
Czasem wpadał do nas Jurek G.
znakomity poeta (1/2 litra ciągnął na ex)
wyjmował notatnik i zapadała cisza
bo wkraczał - seks.
A później mogło być już tylko miło..
Ze snu budził mnie dywanu chłód.
Milczałem.
Bo cóż poeta poecie
może powiedzieć rano?
Róże powie - na głowę włóż?!
Tako też mawiał
dyrektor banku pewien
mój przelotny przyjaciel
nadgorliwy poeta i wierszcz.
Który strofami żył
po wódce nabierał sił
bo w tym życiu nie miał już nic
do stracenia.
Po wielokroć w tym banku
dopadał nas poranka brzask
lecz Poeta Dyrektor
wkrótce zniknął i zgasł.
A ja..
kredytu nie dostałem.
Dodane przez Janusz Gierucki
dnia 23.03.2016 19:39 ˇ
6 Komentarzy ·
668 Czytań ·
|