Iwona była wielbicielką jarzyn.
Mogła godzinami
przebywać w ogrodzie
i pośród jego krętych ścieżek
czynić swe gusła, zaklęcia i czary.
Aby później
w vermeerowskiej kuchni
pośród ziół, ingrediencji i miedzi
z precyzją jubilera
poszukiwać skazy.
A kiedy już wszystkie były
w pierwszym gatunku
miały swój kolor, wielkość i miejsce
z pasją alchemiczki
układała je w cieście.
Zważywszy, że śniadania
zwykle przygotowywała nago
ja, z wegetariańskim zapałem
chrupałem na przystawkę
jej pupę
jak świeżą bułeczkę.
Pomiędzy pierwszym
a drugim zawałem.
Dodane przez Janusz Gierucki
dnia 09.03.2016 20:43 ˇ
15 Komentarzy ·
792 Czytań ·
|