Przestałam, gdy zabrakło sił, aby z tęsknoty
uczynić pieśń, więc wołam ostatniego człowieka
na jeszcze ciepłym posłaniu.
I słyszę tupot twardego betonu, po którym lemingi,
pisiory, platfusy. A każdy osobno, jak odosobnione
bywają nazwy, kiedy pędzą jak klienci
po japoński przepocony tlen.
Nucę więc tylko, by nie sfałszować snów
o ryżowych polach, o synu tak dobrym, jak chleb
na zaczynie, o domach bez dziur
i mega stworzeniu z twardą głową na jeszcze miękkim piasku.
Trudne to i dziurawe jak dłonie niosące przykazanie,
jak wstyd pod okiem przykryty pudrem,
jak nieleczony ząb.
Nie wiem, czy zdążę.
Czy zdążę, zanim rozsadzi mnie niepotrzebność;
zanim stanę na środku ulicy, podniosę ręce do góry i wykrzyczę ostatni protest,
zanim rozwalą człowieka w kolorze ziemi.
Ma taką piękną twarz.
Dodane przez Bernadetta33
dnia 29.12.2015 15:54 ˇ
13 Komentarzy ·
780 Czytań ·
|