Kościół. Noc. Ciemno.
( dodam by rozjaśnić drogę Twojej imaginacji )
Aktorów tylko dwóch.
Jeden blady i wysoki,
Drugi też blady i też wysoki.
( jakkolwiek bladość niespecjalnie szokuje w ciemności )
Podchodzą do ołtarza.
Ten blady łom zza płaszcza wyciąga,
A ten wysoki tylko powietrze do płuc wciąga.
I zaczyna się.
Jest noc, w kościele.
Blady i wysoki z wysokim i bladym wewnątrz.
( może dostali się przez okno,
a może przez drzwi się dostali,
albo po mszy wieczornej między ławami się zaczaili,
swój czyn gorszący zaplanowanym mając )
I zaczyna się.
Ten wysoki łom podnosi,
A blady jeszcze raz powietrza nabiera.
( nie, wewnątrz kościoła nie było basenu na sto metrów długiego )
Więc zaczyna się.
Blady i wysoki tak się łomem zamachuje,
Że aż wysoki i blady oczami błyska.
( tak, niektórzy potrafią błyskać oczami, albo i nikt nie potrafi )
Ale zaczyna się.
Wysoki łomem z finezją znak krzyża na swej postaci kreśli,
A blady na kolana przed ołtarzem pada.
Litania spisana specjalnie na tę okazję brzmi wspaniale w pustym wnętrzu.
( chociaż wysoki ma wadę wymowy i nazbyt słowa miętosi,
blady natomiast nazbyt słowami szeleści.
Chociaż wady wymowy u niego nie zdiagnozowano.
Ale to może dlatego, że lekarzy boi się od wieku lat szesnastu,
kiedy to pierwszy raz zrozumiał to stare jak świat kłamstwo )
Ale tym razem obyło się bez bólu.
I skończyło się.
( bladzi i wysocy wyszli przez okno,
albo i przez drzwi,
a może zaczaili się między ławami i wyszli po mszy porannej ).
Dodane przez harpro
dnia 22.07.2007 19:08 ˇ
13 Komentarzy ·
888 Czytań ·
|