Cienie kładą się na dachach jak koty. Przy Largo di Torre Argentina
wprawione w ruch powietrze gęste jest od zdrad i mimozy.
Nim zdążyliśmy uwić gniazdo, kolejna wiosna obrosła w mewi puch
i kurze łapki pod oczami - nieco z beztroski, ciut z niedospania.
I tak staliśmy się pęknięciem w czasie. Napięciem między wielością a pełnią,
w której słowa - co głośniej wypowiadane - rozmazują sylwety kopuł.
Kiedy mówimy do siebie: spójrz - wtedy pocięte na warstwy miasto
z wolna stapia się w brzemienne, ciepłe ciało. To w nim zapisane są echa
wszystkich zbrodni, miękkość piersi i podbrzuszy, jednia oraz przypadkowość.
To geometria dziejów: misterne konstrukcje więźb, oprawy płócien
i siła dłuta wymierzonego w kamień niczym rostra w stronę zatoki.
Idzie noc. Wraz z nocą zjawiają się duchy. Marmur jest biały jak mleko,
a my całkiem nadzy: dwa wilcze oseski
z mlekiem matki na pyszczkach.
Dodane przez raindrops
dnia 11.08.2015 07:39 ˇ
10 Komentarzy ·
1219 Czytań ·
|