Sama, w koła zgrzebnego marzenia spowita,
Leżała jak spokój na ciemnej otomanie,
Tkając z równa melodię łez na fortepianie
Twarzy. Wiedziała: muzyki nikt nie odczyta...
I wstyd ją oblewa, choć nie powie dlaczego;
I nie wolno jej pobiec z uśmiechem do ludzi;
I sama z wolna żal niewypalony studzi
W krynolinach sukna - jak ten dzień - zszarzałego...
Czasami, gdy się puchem nasennym okrywa,
Jakiś koszmar zapiekły podnosi, wyrywa...
Ona - jak dzwon kościoła w żałobnym obrocie
Kogoś z imienia przyzywa. Ten krzyk wybucha
Mi z okar30; I łamie się w mej krtani pieśń głucha,
I przed każdym muszę o niej milczeć - tęsknocie...
Dodane przez funeralofheart
dnia 07.08.2014 22:17 ˇ
4 Komentarzy ·
552 Czytań ·
|