Właśnie kończyły się wiejskie opłotki,
gdy wędkarz idący z bambusem na płotki
wywinął był orła, bowiem trochę wiotki
dodatkowo nie dbał o swoje nagniotki.
Padł na wznak z łoskotem. Choć chciał się pozbierać,
nie było mu dane. Wrzasnął: o cholera!
Kij między nogami, na głowie podbierak,
z oczu dzika rozpacz jęła mu wyzierać.
Pewnie sczezłby biedak z pragnienia i głodu
(chociaż żal byłoby odchodzić za młodu),
gdyby nie prosięcie, co w otoczce smrodu
obrało kierunek na nieznany odór.
I nie była świnka personą non grata.
Ujrzał w niej nieszczęśnik najbliższego brata.
Dał na brzuch się kulnąć (wiotki był jak szmata).
Furda, że groziła honoru utrata.
Uzyskał szczęśliwie układ wertykalny
wdzięczen za ratunek śwince niebanalny.
Morał: kochaj wszystkich, bowiem w każdym ciele
jest coś, co pozwala zostać przyjacielem.
Dodane przez romanwosinski
dnia 18.02.2014 19:16 ˇ
7 Komentarzy ·
708 Czytań ·
|