poezja polska - serwis internetowy

STRONA GŁÓWNA ˇ REGULAMIN ˇ WIERSZE UŻYTKOWNIKÓW ˇ IMAK - MAGAZYN VIDEO ˇ AKTUALNOŚCI ˇ FORUMNiedziela, 24.11.2024
Nawigacja
STRONA GŁÓWNA

REGULAMIN
POLITYKA PRYWATNOŚCI

PARNAS - POECI - WIERSZE

WIERSZE UŻYTKOWNIKÓW

KORGO TV

YOUTUBE

WIERSZE /VIDEO/

PIOSENKA POETYCKA /VIDEO/

IMAK - MAGAZYN VIDEO

WOKÓŁ POEZJI /teksty/

WOKÓŁ POEZJI /VIDEO/

RECENZJE UŻYTKOWNIKÓW

KONKURSY 2008/10 (archiwum)

KONKURSY KWARTAŁU 2010 - 2012

-- KONKURS NA WIERSZ -- (IV kwartał 2012)

SUKCESY

GALERIA FOTO

AKTUALNOŚCI

FORUM

CZAT


LINKI

KONTAKT

Szukaj




Wątki na Forum
Najnowsze Wpisy
Proza poetycka
playlista- niezapomn...
Ksiądz Jan Twardowski
Bank wysokooprocento...
Co to jest poezja?
...PP
slam?
Poematy
"Na początku było sł...
Cytaty o literaturze
Ostatnio dodane Wiersze
Po prostu miłość
Delikatny śnieg
Co
Ona jest w górach
O kindersztubie*
Przedustawność
Ostatni seans przed ...
W godzinach dla seni...
Chciejstwo
ujrzane okiem nieuzb...
Wiersz - tytuł: na swojej nowej drodze
jakoś tak od razu
dała ciała
czasowi

zrobił swoje
musi odejść

niedługo było jej dane
myśleć odruchowo

że to na pewno
nie ona

musi zacząć

pakować się
Dodane przez nitjer dnia 16.02.2014 18:27 ˇ 20 Komentarzy · 852 Czytań · Drukuj
Komentarze
abirecka dnia 16.02.2014 18:50
"Powiadam ci, Ruth, czas nie zagryza kobiet - pisał w jednym z wierszy Jan Rostworowski (1919-1975) - temu podgardlu ze ślepym słowikiem w środku / i włóknom mięśni podpierających wasze piersi / daje radę zły żołądek wapno i sen ościsty
W słoiku po kremie przechowujesz tę bajkę / i na dnie szuflady obok miesięcznej opaski / bo dumnie jest pomyśleć że ten Nieunikniony / przyjmuje w sypialni ofiary z kurzych łapek
Ruth, wpuściłaś za próg parobka z workiem mąki!
Ale ideał któremu jego syn generał / malinową wargą co roku ślubuje wierność
Otwórz jutro / a będą to same zmarszczki..."
Ewa Włodek dnia 16.02.2014 19:56
cóż, jakże często zapominamy, że to czas jest wieczny, a my - czasowi. I to zawsze my musimy się zacząć pakować, gdy nadejdzie nasz czas...Taka mi się refleksja nasunęła przy lekturze, Nitjerze. I zamyśliam się nad upływem czasu i naszym zadufaniem. Pozdrawiam ciepło, Ewa
Ola Cichy dnia 16.02.2014 20:23
Lubię Twoją oszczędność słów. Gra ze znaczeniami fajna.
Zazwyczaj "dajemy ciała" i zapominamy, jaki ON jest nieubłagany.
Kobietom tak trudno czasem "pakować się".
Miło mi było ponownie poczytać coś Twojego. :)
Ola.
INTUNA dnia 17.02.2014 11:50
ha, nim zaczniemy żyć na dobre, właściwie zaczynamy się pakować i szykować do nowej drogi, i choć wiemy"co i jak", zawsze myślimy, że to nie o nas chodzi;
a czas, robi swoje i mijając trwa
nitjer dnia 17.02.2014 13:28
abirecka. Miał rację Jan Rostworowski. Czas przeważnie nie jest raptusem, który rzuca się kobiecie do gardła aby ją zagryźć. On wie, że każda jest w stanie zagryźć się sama gdy następnego dnia ujrzy swoją twarz, a na niej same zmarszczki. Dziękuję Ci za przytoczenie treści tego przejmującego wiersza.

Ewo. Oj, tak! Każde z nas o tym zapomina. Niezależnie od płci. Bardzo wcześnie dowiadujemy się o tej podróży, ale mimo upływu następnych dziesięcioleci nadal wydaje się nam tak odległa, że aż nierealna. Moment spakowania skłonni jesteśmy odwlekać w nieskończoność. A potem w pewnym momencie okazuje się, że dane jest nam na przygotowanie - jak to deportowanym - zaledwie parę/paręnaście minut. No może czasem godzin czy dni. Ale to i tak o wiele za krótko by spakować ogromny bagaż dotychczasowego tu życia. Bywa zresztą, że wszystko co ma nastąpić, następuje wręcz w ułamku sekundy. Taki niestety jest ten nasz ludzki los.

Olu. Tak. JEGO w żaden sposób nie da się ubłagać. Choć tak wiele osób tego próbowało na miliony sposobów. JEGO reakcją na te nasze prośby, błagania, próby uników jest konsekwentne wykańczanie nas - również na miliony sposobów. Ludzka bezradność w tym względzie jest niesamowicie zasmucająca. Obezwładniająca. Ze szczególną od kilku miesięcy z uwagą staram się śledzić losy bardzo lubianej przez wielu polskiej aktorki, Ani Przybylskiej. Ta piękna kobieta zapadła na raka trzustki. Patrzę na to z rosnącym przerażeniem. Bo to jeden z najbardziej podstępnych rodzajów nowotworów. W 80% przypadków daje się wykrywać dopiero w ostatnim stadium. Kiedy jest już zdecydowanie za późno na jakąkolwiek, mogącą rodzić realne nadzieje, terapię. Pięć lat od postawienia diagnozy o treści: "rak trzustki" przeżywa tylko 2% pacjentów. Zdecydowana większość umiera po kilku miesiącach. Parę lat temu odszedł z powodu tej właśnie choroby bardzo popularny amerykański aktor Patrick Swayze. Oznacza to, że nawet najbogatsi ludzie w krajach najwyżej rozwiniętych pod względem medycznych technik, są najzupełniej bezradni. Na razie media donoszą o pogarszającym się wyglądzie p. Przybylskiej

http://www.fakt.pl/anna-przybylska-chora,artykuly,444954,1.html

Ona w tej chwili mimo wszystko zdaje się zachowywać optymizm i pogodę ducha. Żywi nadzieję, że jej wspaniała przeszłość wkrótce powróci. Życzę jej tego bardzo. Ale jak sobie pomyślę, że tutaj

http://pl.wikipedia.org/wiki/Rak_trzustki

piszą iż całkowita remisja zdarza się przy tym schorzeniu naprawdę rzadko, to ciarki mnie przechodzą gdy pogrążę się w niewesołych przewidywaniach oraz wyobrażeniach, jakie cierpienia mogą tą sympatyczną dziewczynę już w bliskiej przyszłości spotkać. Niewykluczone, że informacje i emocje towarzyszące temu mojemu już paromiesięcznemu zainteresowaniu oraz współczuciu dla p. Anny przeniknęły gdzieś do mojej podświadomości i poprzez nią odezwały się w chwili pisania powyższego utworu. Miło mi, że spodobał się Tobie mój sposób ujęcia tego tematu i oszczędnego zapisania go.

INTUNA. Nie bez powodu ks. Twardowski apelował aby spieszyć się kochać ludzi. A nam często nie wychodzi ów wskazany pośpiech. Bowiem tak bardzo długo nie dowierzamy, że coś takiego może dotyczyć nie tylko nas samych, ale i osób nam bliskich, przyjaznych, sympatycznych i często tak jeszcze - w fazie łabędziego śpiewu - pełnych życia.

Bardzo Wam dziękuję Drogie Czytelniczki za zainteresowanie okazane temu wierszowi i opinie w oparciu o jego treść sporządzone.

Pozdrawiam Was ciepło i serdecznie.
Megan dnia 17.02.2014 14:46
Ciekawie potraktowany temat : kobieta i upływ czasu , bardzo dobry wiersz.
Marek Bałachowski dnia 17.02.2014 15:18
Jak pisze Megan - kobieta i upływ czasu i jak to rozszerza autor: czas nieunikniony, a czasem: dramatycznie przyspieszający... Akurat cichutko leci "gori, gori moja zwiezda" w wykonaniu niezapomnianej, mam nadzieję , Anny German. I u niej czas przyspieszył...
I tu jest (brzydki, to prawda) przyczynek do dyskusji pod pana poprzednim utworem. Dyskusji, w której - tak to odczytywałem - wyrażał pan pełna wiarę w, a przynajmniej szacunek dla Postepu i Nauki.
I tu się, niestety, róznimy. Owa neoreligia jest mi całkowicie obca - choć, przyznam, i ja zachłysnąłem się tworzonym wokól niej "pijarem" - tą niesamowitą reklamą, totalitarną i absolutną. taką, która u wielu stworzyła nowe postrzeganie świata.
Chociaż to, co napiszę teraz będzie brzmiqało, jak "reklama religii i Boga-Stwórcy", to jednak celem tego mojego wywodu jest tylko - i aż - zdmuchnięcie z nienależnego piedestału owych Nauki i Postępu jako nowych Złotych Cielców.
Po prostu, do KIEDYŚ, do czasów sprzed przewrotu, to wiara była tym czymś "co w ciemności świeci, a ciemność jej nie ogarnęła". Nie wiem CO, jakie szczególne osiądnięcia tzw Nauki , poza nieustanną reklamą przeplataną terrorem - spowodowały, iż teraz mówi się o wierze jako o CIEMNOCIE i zabobonie, a Nauka jest oświeceniem? To, że stworzono niezliczone teorie - i tylko teorie o Wielkich wybuchach i te de - wzajemnie sie uzupełniające a i tak im ich więcej, tym więcej mają luk i niedopowiedzeń - czy to jest czymś, co naukę ma na piedestał stawiać? Czy też to, że co i rusz spotykamy sie z faktem odchodzenia ludzi nam dalszych i bliższych i... poaostawia nas Nauka samych sobie, z nieco może nadwątloną, ale jednak nadal mocną wiarą - w NIĄ...
Nie idzie mi tylko o chrześcijaństwo - ale takie postawienie sprawy oznacza też, że starożytni twórcy np, Akrpolu byli większymi bogami niż Zeus czy Atena - bo stojąca świątynia to znak , realny znak wiedzy, umiejętności (czyli - efektu , wytworu ówczesnej NAUKI.) Gdy Zeus umiał jedynie zagrzmieć czy podpalić kopkę siana... A jednak starożytni nie byli aż tak głupi, jak współczesni nam ludzie... Pozdrawiam ciepło przepraszając za ten wtręt o nauce itp- MB
nitjer dnia 17.02.2014 18:55
Megan. Dziękuję Ci za podzielenie się dającym mi wiele satysfakcji polekturowym tak pozytywnym wrażeniem.
Załączam ciepłe pozdrowienia :)

Panie Marku. Nauka nie jest nieskazitelnie czystym elementem współczesnego świata. Tym niemniej sam nie dostrzegam konieczności czynienia wysiłku dla zdmuchiwania jej z piedestału. Wie Pan ludzie nauki to także wynalazcy. Któryś z tych operatywniejszych mógłby wykorzystać owe gniewne podmuchy jako wiatr w żagle i oddalić się skutecznie wraz z całym cokołem nauki na bardziej niż dotąd bezpieczną odległość od jej krytyków. Ponieważ jednak krytycy owi zaraz zaczęliby publicznie interpretować to jako haniebną ucieczkę, nauka tego nie zrobi. Tym bardziej, że oddalając się zostawiłaby samym sobie ludzi autentycznie korzystających z jej mądrości i możliwości. Oczywiście aby nauka mogła pozostać na swoim miejscu i skutecznie walczyć o utrzymanie czy poszerzenie obszaru swoich wpływów powinna przyjrzeć się sama sobie i swoim słabościom. Przede wszystkim powinna być absolutnie niezależna od wielkiego biznesu. Typowy przykład takiego żałosnego uzależnienia wychodzi przy zlecanych przez lobby przemysłowe badaniach nad rzekomą nieszkodliwością telefonów komórkowych czy upraw GMO. Dziś trafiłem na info o komórkach:

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1356,title,Brytyjscy-naukowcy-badali-wplyw-telefonow-komorkowych-na-zdrowie,wid,16411508,wiadomosc.html?ticaid=11238a&_ticrsn=3

Skoro badania zostały zlecone (i zapewne sfinansowane) przez rządzących polityków i koncerny telekomunikacyjne ich wyniki były z góry wiadome: rzekomo telefonia komórkowa nie grozi więc białaczkami u dzieci i guzami mózgu u dorosłych. W świat posyłane jest kłamstwo mające osłabić oddziaływanie na opinię publiczną w sposób niekorzystny dla firm wyników innych - rzetelnych badań naukowych i płynących z nich ostrzeżeń. I to jest przykład sprostytuowania się części środowiska naukowego. Czy jest to jednak wyłączna wina owych nieuczciwych badaczy? Moim zdaniem wina leży tu głównie w zwycięskim po 1989 r. systemie społeczno-politycznym. Premiuje on przede wszystkim zysk finansowy i prowadzącą do niego skrajnie egoistyczną chciwość bez względu na wszelkie inne koszty i szkody społeczne. Wszystko w trosce o "dobro gospodarki", "wzrost ekonomiczny", "maksymalnie dodatnią stopę PKB", etc. Ponieważ w imię rozwoju gospodarczego premiuje się jak najniższe podatki to pieniędzy zazwyczaj nie starcza na potrzeby społeczne, w tym na rozwój czy choćby normalną egzystencję m.in. nauki. Ta więc szukając pieniędzy na swoje funkcjonowanie oraz godziwe zarobki naukowców, ta bardziej operatywna część środowiska próbuje żyć na garnuszku koncernów. To trochę podobne do zniżania się wybitnych aktorów do występów w reklamach. Tyle że groźniejsze. Obecny system w ten sposób traktuje wiele grup społecznych. Skutki tego istotnie - w przypadku badaczy - bywają żałosne i opłakane. Ale to przecież nie jest rezultat działania w złej wierze naukowców, a polityków, finansistów, managerów i ekonomistów. Pisze Pan o reklamie totalitarnej i absolutnej tworzonej wokół nauki. Aż takiej nie widzę. Dostrzegam natomiast dość częste próby przechwalania wagi niektórych dokonań. Coś co zasługuje na miano co najwyżej (jeszcze nie zweryfikowanej) hipotezy w relacjach medialnych urasta czasem do rozmiarów odkryć mających wydać się wiekopomnymi. Na moje oko to często jest spowodowane niekompetencją osób zajmujących się popularyzowaniem nauki. Bywają tam ludzie dość przypadkowi nie będący w stanie merytorycznie rozeznać się co do rzeczywistej wartości i wagi zakomunikowanych odkryć czy wyników badań. Bo przecież w Polsce (i w wielu innych krajach też) o zdobyciu pracy (zwłaszcza w pozwalających dobrze zarobić mediach) jakże często nie decydują kryteria merytoryczne a znajomości, nepotyzm itp. Inną przyczyną przesady w sposobie komunikowania o prowadzonych dociekaniach naukowych i ich rezultatach jest ostra rywalizacja o państwowe granty i wszelkie inne środki finansowe. Wtedy często każda sroka swój ogon mocno chwali nawet gdy w istocie nie ma osiągnięć i faktycznie to w ogonie się wlecze, Są więc negatywne zjawiska w nauce. Dostrzegam je. Nie mąci to jednak mojego poparcia dla nauki jako całości. Dla jej śmiałych wizji, celów i programów do nich prowadzących. Nauka i technika starały się udogodnić życie ludziom. Możemy powiedzieć, że w sporej mierze jej się to udało - szczególnie gdy spojrzy się na warunki życia większości populacji kilkadziesiąt czy zwłaszcza kilkaset lat temu. Tu postępu żaden obiektywnie i rozsądnie myślący człowiek nie podejmie się podważyć.
Nauka stosuje terror? Naprawdę? Czy zmusza kogoś do przyjęcia swoich teorii siłą? W obozach pracy przymusowej? Czy nauka zamyka świątynie albo inne ośrodki kultu religijnego? Takie zjawiska zdarzały się w minionych dziesięcioleciach za sprawą jakichś skrajnych dyktatur. To nie naukowcy dzierżą władzę, a politycy względnie tu i ówdzie czasem okresowo wojskowi. To do nich zawsze należały decyzje o preferowaniu jakichś odłamów społeczeństwa i gnębieniu innych. Lenin, Stalin, Mao, Pol Pot, Kim Ir Sen czy wierni jego linii potomkowie zwalczali religie w sposób skrajny. Nie byli to jednak jacyś nawiedzeni naukowcy, a działacze polityczni, którzy zdołali zdobyć dyktatorską władzę. Zresztą i deklarujący wiarę religijną prawicowi dyktatorzy z Ameryki Łacińskiej (w rodzaju Pinocheta) też mieli sporą liczbę śmiertelnych ofiar swoich rządów. Nie tylko skrajnie lewicowe dyktatury zabijały swoich przeciwników światopoglądowych czy ideowych. A fanatycy religijni tego nie czynią? Konflikt na tle religijnym pomiędzy protestantami, a katolikami w Irlandii Płn to pikuś w porównaniu z okropieństwami jakie czynią islamiści wobec chrześcijan w Indonezji, Nigerii czy nawet niedawno w Egipcie i Syrii. Sam dostrzegam znacznie większą nietolerancję i agresywność światopoglądową ze strony fanatyków religijnych (szczególnie muzułmańskich) niż jakąś mającą rzekomo wypływać ze środowisk naukowych. Są wśród naukowców ludzie nawołujący do porzucenia religii, tacy jak Dawkins. Oni jednak próbują do swoich poglądów przekonać za pomocą książek, wywiadów w tv, programów czy filmów popularno-naukowych. Używają werbalnych argumentów, a nie fizycznej krwawej przemocy, jak czynią to religijni fundamentaliści w rodzaju talibów czy innych "bojowników".
Panie Marku boli Pana, że spora część społeczeństwa zaczyna wierzyć w sens rozwoju nauki, oferowanych przez nią (nie zawsze czyniących wrażenie trafnych) tłumaczeń otaczającego nas świata i Wszechświata. Ludzie ci po prostu korzystają z dobrodziejstw, które pojawiły się w wyniku dotychczasowego rozwoju naukowo-technicznego. Każdy zamiast setki czy tysiące kilometrów pokonywać pieszo lub konno woli przecież korzystać z samochodu czy samolotu. I wie, że zawdzięcza to wynalazcom pracującym w oparciu o naukowe metody. Już to zasadniczo wpływa na z grubsza pozytywny image science w oczach przeciętnego współczesnego człowieka. To dlatego skłonny jest on ufać nauce i temu, że dalszy jej rozwój przyniesie kolejne ułatwienia i bardzo daleko idące zmiany w każdym przyszłym ludzkim życiu. Wiara w naukę to nie jest wiara religijna. To jest tylko pewien stopień zaufania, który jeśli nauka będzie popełniać zbyt daleko idące gafy może wszakże ulec weryfikacji na korzyść przeciwników jej aktualnej dominacji w mediach i umysłach.
Pisze Pan, Panie Marku, że nauka zostawia nas samych sobie w obliczu śmierci. Rzeczywiście medycyna jest daleka od doskonałości zarówno pod względem skuteczności terapii, jak i bywa, że etyki. Mimo to w porównaniu z czasami gdy nie potrafiono pacjentów znieczulać przy operacjach chirurgicznych i umierali oni masowo z powodu byle epidemii, czy bez żadnej ulgi/pomocy na polach bitewnych postęp jest ewidentny i nie do zakwestionowania.
Walka z rozmaitymi rodzajami nowotworów, choć pewne sukcesy od czasu do czasu notuje, ogólnie rzeczywiście bardziej jest pasmem przez wiele dziesięcioleci mocno zawiedzionych nadziei. Tak więc to uczucie bezradności i osamotnienia w obliczu walki ze śmiertelną chorobą - nawet przy bywa, że autentycznych, szczerych i wielkich wysiłkach personelu medycznego - ma swoje pełne uzasadnienie. Ale czy osób z rakowym wyrokiem nie opuszcza także Bóg, w którego wierzą? Ja odnoszę wrażenie, że opuszcza ich. Pozostaje absolutnie głuchy na modlitwy ich oraz ich bliskich. Tak, jak wielu więźniów obozów koncentracyjnych zwątpiło w efekcie wydarzeń tam przeżytych w istnienie dobrotliwego miłującego ludzi Boga, także i na łóżkach onkologicznych (zwłaszcza tych dziecięcych) i w domach chorych - mam wrażenie, że dość często dzieje się podobnie. I to po części za sprawą istnienia takich potwornych chorób coraz więcej osób zdaje się bardziej ufać nauce niż Bogu. Jej - często owszem nieskuteczne - działania na rzecz choćby chwilowego ulżenia w cierpieniach pozwalają się łatwo dostrzec. Aby dostrzec przy przypadkach raka dobrą wolę Boga trzeba niesamowitej wiary. O taką chyba u coraz większej liczby osób będzie jednak coraz trudniej.

Wiem, że Pana do swoich poglądów nie przekonam. Tak samo, jak i Pan mnie. Są one w obu naszych przypadkach ukształtowane przez wieloletnie procesy. Inercja jest tu nie do powstrzymania.

Proszę nie przepraszać za bardzo luźno związany z moim tekstem komentarz. Czasem trzeba oderwać się od poezji i porozmawiać o innych ważnych sprawach. Bywają dużo ważniejsze od publikowanych tu tekstów. Często odczuwam potrzebę wyeksponowania swoich poglądów i poznania formułowanych przez inne osoby - odmiennych. Dziękuję więc, że zaspokoił Pan na jakiś - być może dłuższy czas - ową moją specyficzną potrzebę.

Pozdrawiam.
mgnienie dnia 17.02.2014 20:13
Dobrze uświadomić sobie jak kruche i tymczasowe jest nasze na tej ziemi istnienie, wtedy nabiera się dystansu do wielu spraw(kariera, dobytek itp) i ceni każdą chwilę...dobrze robić rzeczy, które dają nam autentyczną radość-to wszystko niby takie oczywiste ale w potoku codziennych spraw często traci się z oczu to co istotne...takie luźne refleksje nasunęły mi się po lekturze wiersza. Pozdrawiam serdecznie:)
Marek Bałachowski dnia 18.02.2014 06:51
Ci "wynalazcy" którzy "by mogli skutecznie oddalić się" z wytworami swych przemyśleń wywołali uśmiech: przypomina się Lech Wałęsa z jednego ze swych wystąpień, w którym z charakterystycznym przydechem powiedział: "Ja wam komunizm obaliłem i jak na to wszystko teraz patrzę, to nie wiem, czy na to zasługiwaliście. Coraz częściej myślę o tym, że jak tak dalej będzie, to może go wam przywrócę". (Autentyczne).
Mógłbym szeroko rozpisywać się w odpowiedzi na (ponowne) Pańskie peany pod adresem nauki. By była jasność - nikt nie neguje tego, że jej owoce często ułatwiają życie i pomagają rozwiązywać wiele problemów. Kiedy Charles Holland Duell, facet kierujący na początku XX wieku amerykańskim Biurem Patentowym zawnioskował o to, by tenże Urząd zlikwidować - bo wszystko już wynaleziono, to nawet zeń się nie śmiano, ba - byli naukowcy, którzy powtórzyli te słowa w odniesieni u do swoich dziedzin (np. pochodzący ze Strzelna na Kujawach noblista Albert Michelson.) Tenże, w 1903 r oświadczył, ze odkryto już wszystkie prawa fizyki i w tej dziedzinie nie czeka nas już nic rewolucyjnego.
Te przykłady same w sobie nie świadczą o niczym - poza nieokiełznaną pychą, jaką okazali wypowiadający te słowa.
Pychą jest też wiara w Naukę i Postęp jako środki, które mogą być celem działań człowieka. Zaznaczę jedynie, że największy rozwój nauki, najszybszy postęp następuję w związku z zapotrzebowaniami wynikającymi z wojen. Tzn - w czasach pokoju postęp jest, spacerkiem, a gdy wojny - to biegiem, galopem, w tempie - niekiedy - przekraczającym możliwości organizmu (Tak, jak zostały pokonane hitlerowskie Niemcy.)
Mogą zwolennicy Nauki i Postępu mówić o milionach dzieci uratowanych w wyniku wprowadzenia zdobyczy nowoczesnej medycyny - a sceptyk dopowie; miliony innych, w imię Postępu, wyskrobano (humanitarnie).
Zawsze będzie tak, że czy Postęp i Nauka będzie, czy nie na piedestale - liczyć się będzie człowiek. Jakiekolwiek zachwiania priorytetów zawsze skutkować będzie rozkwitem ZŁA. Sama nauka nie jest niczym złym - jak pisałem wspaniałe świątynie i inne budowle stawiano już w starożytności. Złem jest postawienie tych (czy innych) umiejętności, lub dróg dochodzenia to tychże - lub większych umiejętności NA PIEDESTALE.
Dobra Księga, do zasad której odwołują się nie tylko chrześcijanie ale i Żydzi i Islam powiada, że ten piedestał nie powinien być zajmowany przez jakiegokolwiek cielca. Nie tylko Złotego, ale i Cielca Rozumu czy Mądrości.
I o to mi szło.
Marek Bałachowski dnia 18.02.2014 06:54
Przepraszam za owe r11 - powstały na skutrk wklejania z worda. Nie chciałem, by wpisywany tekst "uciekł" (jak mi sie dwukrotnie przydarzyło: pisałem i - po jakimś naciśnięciu błędnego klawisza nastapiła pustka; nie weszła nawet ta nieukończona treść.) Mam nadzieję, że tekst powyższy da sie odczytać. Pozdrawiam, MB
moderator4 dnia 18.02.2014 10:02
Wszystkie "r-11" przekształciłem w krótkie myślniki. Strona PP ma niestety swoją techniczną niedogodną specyfikę. Najlepiej, zamiast z worda, korzystać z najprostszego edytora tekstu jakim jest "Notatnik". Po przeklejeniu sporządzonego tekstu z niego znaczki typu "r" nie pojawiają się.

Pozdrawiam.
Marek Bałachowski dnia 18.02.2014 12:00
m4 - dziekuję, bedę korzystał.
romanwosinski dnia 18.02.2014 16:13
Smutno trochę w Twoim wierszu.
Chyba każdemu trudno się pakować przed podróżą..

Pozdrawiam.
Jerzy Beniamin Zimny dnia 18.02.2014 19:44
zrobił swoje musi odejść, dała ciala czasowi, sorry nie tak i nie w ten sposób, teskt nawet nie warsztatowy,
JBZ
nitjer dnia 19.02.2014 13:11
mgnienie. Kruchość ludzkiego życia uświadamiamy sobie najczęściej dopiero w momentach nagłego odejścia względnie zaistnienia poważnego zagrożenia dla życia osób bliskich lub znajomych. A najbardziej gdy sami, na własnej skórze, doświadczymy zagrożenia o tak dużej skali. Wtedy szybko uczymy się cieszyć każdą, daną nam przez los dobrą, chwilą. Szkoda tylko, że często, los okazuje się mało szczodry i ofiarowuje nam takich niewiele. Każdą więc trzeba wykorzystać. Żadnej nie zmarnować. Potok codziennego życia, jak każdy potok - płytki jest. Można więc stanąć na nogi, wyjść na brzeg i spojrzeć na wszystko z boku. Trzeba to uczynić zanim potok zniesie nas na głębsze wody, tam gdzie i brzeg będzie dużo dalej, a nogi nie będą w stanie zlokalizować gruntu. Carpe diem więc - póki jeszcze można ;) Dziękuję Ci za czytanie i podzielenie się wrażeniami.

Panie Marku. Zapewne to pańska proreligijna żarliwość sprawiła iż nie zauważył Pan, że nie pisałem w poprzednim poście peanów na cześć nauki, nie egzaltowałem się jakimiś jej niebotycznymi osiągnięciami. Wskazałem jedynie na jej dokonania podstawowe, na uczynienie ludzkiego życia znacznie znośniejszym niż bywało ono dawniej. Broniłem też (p)omawianej przed absurdalnymi pańskimi zarzutami o stosowanie (na przemian z reklamą) "terroru" uczonych wobec osób religijnych. O ile można uznać, że każdy ma prawo czuć się przemęczony reklamą nauki, odnosić wrażenie, że jest przereklamowana, to podnoszenie zarzutu terroru w tym kontekście jest zupełnie bezzasadne. To raczej religia (szczególnie katolicka) patrząc przez pryzmat dawniejszych stuleci, ma w temacie stosowania terroru sporo na sumieniu. Inkwizycja, spalenia na stosie, zmuszanie torturami do wyrzekania się poglądów, kłócących się z tymi nt. budowy świata objawionymi w ówczesnej treści Biblii. Giordano Bruno czy Galileusz to tylko najbardziej jaskrawe przykłady terroru czynionego z pobudek religijnych. A nawracanie ludności wielu podbitych krajów za pomocą miecza i ognia to mało ofiar pochłonęło? To są tak ewidentne dowody, że nie ma co nawet swoich wywodów w tej kwestii rozszerzać. W tym kontekście zrzucanie z piedestału rzekomo stojącej na nim nauki i przywrócenie dawnej wszechwładnej pozycji religii wydaje mi się bardzo ponurą i w oczywisty sposób niekorzystną, z wielu względów dla całego świata, perspektywą. Zresztą, tak naprawdę to nauka, nie stoi na piedestale. Na nim stoją najbardziej zamożni finansiści i dobierani przez nich politycy. To ludzie z Klubu Bilderberg trzęsą tym światem. Oni są najważniejsi, stoją na samym szczycie. Tego, że są na piedestale na pierwszy rzut oka nie widać bo maskują to posłuszne im media oraz przeprowadzanie (niby) demokratycznych wyborów. I to do ich strącenia powinna dążyć ludność całego świata. Bowiem w przeważającej mierze to oni odpowiadają za większość wojen, nieszczęść i kryzysów. I tym złotym cielcem, którego należałoby się jak najszybciej pozbyć jest religia pieniądza. To ona wprowadza rażące nierówności społeczne i przeciwstawia - często skrajnie - jednych ludzi przeciwko innym. Nauka w porównaniu z tymi globalnymi ośrodkami władzy niewiele znaczy i równie niewiele może. Jej najczęściej obcina się fundusze na programy ważne dla uzyskania lepszej znajomości budowy świata i procesów na nim zachodzących. Pan, p. Marku z uporem godnym lepszej sprawy szuka płaszczyzn konfliktów na linii nauka - religia. Tymczasem i wśród naukowców w pewnym znaczącym procencie są ludzie dopuszczający opcję stworzenia Wszechświata, naszego świata i zaprogramowania go tak aby pojawił się gatunek ludzki. Nazywają to "Inteligentnym projektem". Szukają jakichś płaszczyzn porozumienia, wspólnych dla nauki i religii mianowników, kompromisowych opcji. Pan zaś wypowiada się w konsekwentnie konfrontacyjnym duchu. Zupełnie innym niż czyni to np. ksiądz - kosmolog, Michał Heller. Kościół czasem przejawia dążenie do porozumienia ze światem nauki. Wydaje się nawet zainteresowany przyjęciem niektórych jej teorii na swój teologiczny grunt. Przejawem tego jest rehabilitacja Galileusza, dość daleko posunięta akceptacja darwinowskiej teorii ewolucji przez Watykan. Niektórzy watykańscy teologowie sami prowadzą obserwacje astronomiczne, przyznają, że łączną liczbę wszystkich ludzkich istnień i dusz trzeba teraz znacznie zwiększyć o wszystkie te u wszelkich możliwych gatunków hominidów. W Watykanie rozważa się też od czasu do czasu na serio problem jakie należałoby przyjąć teologiczne interpretacje oraz koncepcje gdyby jednak doszło do odkrycia pozaziemskiego życia lub kosmicznej cywilizacji. Z kolei przejawem otwarcia się świata polityki i nauki na postulaty, oczekiwania i argumenty strony kościelnej jest choćby fakt zabronienia klonowania ludzi, nawet wtedy gdy stanie się to technicznie możliwe. Jak więc widać mimo widocznej czasem konfrontacji światopoglądowej idzie się tu i ówdzie obu stronom sensownie dogadać. Pan ma natomiast nastawienie jakby na każdym kongresie naukowym, czy w każdym programie medialnym popularyzującym naukę raz po raz wykrzykiwano, że "religia, jak Kartagina, musi zginąć" Przecież nic takiego się nie dzieje. Marks powiedział o religii, że to opium dla mas. Dawkins, że jest urojeniem. Niezależnie od tego ile racji jest w obu tych stwierdzeniach, prawdą niepodważalną jest też to iż religia jest nadal niezbywalną potrzebą ogromnej ilości ludzi. Potrzebują jej i do dużo łatwiejszego odejścia z tego świata i do zbudowania sobie obrazu jego funkcjonowania, jeśli ten oferowany przez naukę wydaje im się mało wiarygodny, niespójny czy niezrozumiały. No cóż rozpisałem się znowu i mógłbym tak po swojemu znacznie dłużej. Niestety wzywają mnie właśnie inne obowiązki. Dziękuję za możliwość szerszego poznania pańskich odmiennych poglądów i takiegoż przedstawienia swoich.
Pozdrawiam.

Romku. Traumatyczny z natury temat przemijania raczej nie inspiruje do wesołości. Napisało mi się więc w takim samo przez się narzucającym się nastroju. Dzięki za zajrzenie.
Pozdrawiam serdecznie.

Panie JBZ. Przyjmuję do wiadomości pańskie aż tak zdecydowanie krytyczne uwagi, aczkolwiek równie zdecydowanie nie jestem skłonny je podzielać. Nie wydają mi się podyktowane obiektywnym podejściem. W moim (również subiektywnym) odczuciu są raczej próbą prymitywnego odegrania się za opinię zaprezentowaną przeze mnie pod tym utworem:

http://www.poezja-polska.pl/fusion/readarticle.php?article_id=35879

Ośmieliłem się tam nieco zneutralizować przesadną krytykę JBZ pod adresem wiersza Bożeny. A że każdej akcji przeważnie towarzyszy przesadna reakcja stąd taki, a nie inny wpis JBZ pod powyższym tekstem.
Marek Bałachowski dnia 19.02.2014 15:52
Niestety, z całym szacunkiem dla Pana, ale Pańskie rozumowanie pokazuje jak skuteczna jest indoktrynacja.
Pomine uwagi o mojej "żarliwości religijnej"; myslę, że gdyby jakiś przecietny ksiądz wysłuchał mojej spowiedzi, pewnie by pańskich sugestii nie potwierdził - ale nie o to idzie. Jak nieśmiało zaznaczałem - nie chce być OBROŃCĄ RELIGII jakiejkolwiek. Jednak kiedy bedę uzasadniał pierwsze zdanie tego wywodu nad którym siedzimy (ja nieco wcześniej niż Pan0 o indoktrynacji niewatpliwie taki pomysł, że jestem religijnym propagatorem może się nasunąć. Dlatego od razu powiem: nie jest iwną moich argumentów to, że przed Postepem I Nauką na piedestale stała Religia. Ale - do rzeczy.
Galileusz. Spóźnił się w wyścigu po czołowe miejsce (nagrodą było stanowisko nadwornego astro -noma i -loga na dworze praskim (cesarskim) Dwóch wiekszych od niego, z których jeden, niejaki Tycho de Brahe zbierając przea wiele lat notatki z obserwacji astronomicznych , i pozwalając z nich korzystać Keplerowi, przyczynił sie do tego, że tenże Kepler określił orbity nie jako koła lecz elipsy i ustalił prawa rządzące prędkościami (nie liniowa, lecz kątowa). Tym uzupełnił teorie Kopernika, która bez tego nie zawsze potwierdzała sie w badaniach i obserwacjach.
Galileusz, by zwrócono na niego uwagę ogłosił publicznie, że kosciół ukrywa i mataczy w sprawie teorii Kopernika i jest zainteresowany szerzeniem ciemnoty.
Kościól tymczasem (zgdonie ze swymi zwyczajami i prawem Kanonicznym) nie spieszył się z potwoerdzeniem teorii Kopernika - choc sam Kopernik przed śmiercią był życzliwie przyjmowany przez papieża, któremu objaśniał swą teorię. Ale - czekano na niezależne potwierdzenia, na kolejne odkrycia czy wyniki badań. Zapewne - po potwierdzeniach Keplera by to nastąpiło, ale Galileusz atakował także Keplera: w spór wdała sie uwczesna Najwyższa Władza (Watykan) która nakazałe Galileuszowi ustąpić w sporze z Keplerem i wycofać zarzuty wobec Kościoła. Galileusz jednak sądził, że rozgłos da mu nietykalność i to, czego pragnął nade wszystko - sławę. Sam - w porownaniu z innymi tu wymienionymi: Kopernikiem, Tycho de Brahe czy Keplerem niewiele znaczył. Ale sie przeliczył.
Potraktowany zgodnie z logiką ówczesnego świata, wycofał swoje słowa i - sprawa na jakiś czas nie budziła kontrowersji.
Jednak warto zapamietać ten wątek. Zdarzenie podobne do wielu innych, Galileusz raczej powinien budzić pobłażliwy uśmiech u potomnych gdyby nie to, że jego casus wykorzystali siedemnastowieczni kontestatorzy wiary - z Wolterem na czele. Sformułowali zarzuty o konflikcie pomiedzy wiarą a nauką.
Nie bedę przytaczał kolejnych etapów, choć gdyby nauka była tym, co Kościół zwalcza - to nie tylko Kopernik nie opowiadałby w Watykanie o swej teori, ale i Kosciól zakazałby leczenia, zburzył świątynie (jako efekt posiadania umiejętności, czyli wiedzy przez budowniczych itd.
To kontestatorzy, zwalczający Kościól prowadzili do eskalacji i dziś Nauka i Postęp stoi na piedestale, a konflikt opisany przeze mnie skutecznie zasłania to o czym Pan pisał tj zakulisowa panowanie PIENIĄDZA i finansjery.
Dlatego mówiłem o niesamowitej propagandzie, że, jeśli terroru Pan nie widzi, to niech pan obejrzy na Internecie choćby rozmowę Cezarego Pazury w Polsacie. Tam nieśmiało powiedział, że - wierzy. Nie będę uprzedzał - niech Pan obejrzy. Wpsać w Google C Pazura w polsacie.

Przepraszam, wrzucę - taki niedokończony ten wpis; trochę mam wrażenie staromodnego grochem o ścianę czy nowszego Łbem: i zastanawiam się: po co? Jeśliby nawet Pan zaczął dostrzegać jak został zindoktrynowany, to jeszcz są miliardy. Chyba lepiej pogodzić się z kolejną "niesprawoiedliwością świata". Pzdrawiam.
Marek Bałachowski dnia 19.02.2014 15:58
Przepraszam: w wyszukiwarkę "C Pazura - Czarzasty w Polsacie". Pozdrawiam.
nitjer dnia 19.02.2014 21:46
http://www.rzym.it/mikolaj-kopernik-i-niezwykla-rocznica/

Panie Marku. Tu jest opis kiedy Kopernik był w Rzymie i jakie czynił wówczas obserwacje oraz jakie przedstawił poglądy. Ostateczna reakcja Kościoła wbrew temu, co Pan próbuje utrzymywać nie była dla Kopernika i jego późniejszej książki "O obrotach ciał niebieskich" przychylna. Wręcz przeciwnie: To główne dzieło Kopernika, które do dziś podziwia cały świat w 1616 r. znalazło się na indeksie ksiąg zakazanych. I dopiero na początku XIX wieku Watykan zdecydował się je usunąć z tego indeksu. Dowody, które przez te ponad 300 lat nawarstwiły się na rzecz absolutnej słuszności kopernikańskiej teorii heliocentrycznej stały się zbyt przytłaczające. To, że w ogóle te prawdy odkryte przez Kopernika zostały przez Kościół katolicki na tyle lat zakazane dla jego wyznawców, jest jedną z największych kompromitacji w dziejach. Podobną co do skali kompromitacją jest fakt, że ów indeks ksiąg zakazanych Watykan zdecydował się zlikwidować dopiero w drugiej połowie XX wieku po Soborze w 1966 r.

http://www.historycy.org/index.php?showtopic=59067

Powyższe stwierdzenia nie wynikają z jakiegoś zindoktrynowania mojej osoby, a jedynie z przeciętnej zdolności logicznego myślenia i kojarzenia podstawowych faktów. Co do rzekomej indoktrynacji: Nikt w szkole nie wymuszał na mnie przyjęcia poglądów sceptycznych wobec religii. Uczęszczałem też w swoich bardzo młodych latach na pozaszkolne zajęcia katechetyczne. Miałem do wyboru obie opcje światopoglądowe. Sam, nieprzymuszany przez nikogo, wybrałem opcję stojącą w przeciwieństwie do pańskiej. W młodości zafascynowały mnie bowiem książkowe wyobrażenia o innych niż ziemski światach, o tym jak mogą one wyglądać, a także o tym jak mogła przedstawiać się przeszłość i jak może wyglądać przyszłość gatunku biologicznego, do którego przypadło mi przynależeć. Z czasem stałem się zachłannym kolekcjonerem wszelkich informacji o tematyce popularno-naukowej. W epoce przedkomputerowej wycinałem je z kupionych czasopism i cierpliwie przepisywałem z wypożyczanych z bibliotek publikacji. W epoce informatycznej przeglądam i zapisuję codziennie na swoich hd sporo informacji pobieranych z internetu. To kilkudziesięcioletnie i bynajmniej nie powierzchowne, obcowanie z tą tematyką pozwoliło mi samodzielnie wyrobić pewne stałe poglądy w kwestiach będących osią naszej dzisiejszej polemiki.

A co do wypowiedzi sympatycznego skądinąd p. Pazury to zauważę, że dotyczy dysponentów politycznych, a nie kogoż z PAN czy z któregoś z instytutów naukowych. Ze słów Cezarego Pazury zacytowanych w artykule znalezionym po wpisaniu zasugerowanego przez Pana hasła w przeglądarce

http://www.ekspedyt.org/migorr/2014/01/21/21925_cezary-pazura-do-tow-czarzastego-nie-wszystkich-udalo-wam-sie-wymordowac.html
popieram te:

"Skoro gej może być ministrem to dlaczego katolik nie może".

"Radio Maryja ma prawo istnieć"

"Zło trzeba tępić"

Natomiast nie zgadzam się z tymi:

"Szkoły katolickie zapewniają dzieciom większe bezpieczeństwo".

"Lepiej jest, jak wierzący ustala prawo dla niewierzących, niż odwrotnie".

A nawiązując jeszcze do potępianych tam słów Czarzastego: PRL rzeczywiście mógłby być dużo bardziej zbrodniczy. Tyle, że skala jego zbrodniczości nie zależała ww głównej mierze od decyzji podejmowanych w Warszawie, a w Moskwie. Zasługi,jakie próbują sobie przypisywać polscy komuniści w sferze hamowania radzieckich zamiarów wydają mi się grubo przesadzone. Gdyby Stalin podporządkował sobie Polskę dużo wcześniej niż się zestarzał, to coś mi się zdaje, że kraj nasz jednak stałby się kolejną radziecką republiką ze wszystkimi tego konsekwencjami - w tym ze zwalczaniem religii katolickiej i polskiego duchowieństwa w sposób absolutnie skrajny i ludobójczy. Pewnie 99% polskich księży i biskupów wylądowałoby na Syberii i tam zostałoby fizycznie w krótkim czasie unicestwione. I gdyby mi przyszło w takiej budzącej grozę sytuacji dorastać i dojrzewać nie byłoby najmniejszej możliwości uniknąć bardzo daleko posuniętej antyreligijnej indoktrynacji. A to rzecz jasna byłoby hańbą lewackiego systemu politycznego. Hańbą jeszcze większą niż ów wspomniany wcześniej przeze mnie watykański indeks ksiąg zakazanych. Do aż takich represji na tle światopoglądowym jednak w PRL nie doszło. Polska Ludowa z czasem stała się w bloku wschodnim krajem o największym w skali tego regionu stopniu tolerancji dla religii. Pewnie to wynik przeświadczenia Stalina, że łatwiej w Polsce krowę osiodłać niż wprowadzić komunizm. A może jego skrajnie wojujący ateizm nieco osłabł wskutek dostrzeżenia konieczności współpracy z rosyjskim Kościołem Prawosławnym po 22 czerwca 1941 r.? Może też po bardzo krwawej wojnie z Niemcami generalissimus nie chciał po raz kolejny wykrwawiać Rosjan w razie wybuchu polskiego powstania? Intuicja podpowiada mi jednak iż po prostu kończący w 1949 r. 70 lat Stalin, choć jego paranoja osiągała w dalszym ciągu szczyty, z racji starczego poziomu testosteronu nie był już zdolny do działań tak agresywnych, jak np. w okresie masowych czystek w latach trzydziestych. No, ale odbiegłem od meritum. Czas wracać. By pożegnać się z Panem i raz jeszcze podziękować za tę długą i niełatwą dyskusję.
Marek Bałachowski dnia 20.02.2014 08:09
Wypadałoby, by pod Pańskim wierszem to Pan miał ostatnie słowo. Ale - gwoli wyjaśnienia: jak Pan tak i ja uległem fascynacji nauką. Zachowywaliśmy się bardzo podobnie z tym tylko, że nie wystarczalo mi proste tłumaczenie w rozbieżnościach pojmowania świata według czystego podziału na "strażników przeszłości" i "rycerzy postępu". Ciekawił mnie sam spór - to, dlaczego jedni i drudzy uwazali, ze mają rację. Bo do jakiegoś czasy przyjmowałem agitkę, że klerykałowie tylko dlatego bronia starych układów, że czerpią z nich korzyści.
O indoktrynacji można tak samo, jak o szklance do połowy pełnej czy pustej. Wpisem z 19 lutego potwierdza Pan moje wcześniejsze przypuszczenia: idzie mi o to, że do historii losów kopernikańskiej teorii w świetle stanowiska Kościoła mozna podejść (jak propagandziści i jak pan) poprzez losy po Galileuszu i do XIX wieku - czyli przez Indeks (Zakazanych) a można przez okres między informacja dla papieza o zalożeniach teorii w 1514 pierwszą kompletną prezentacją Teorii Kopernika papieżowi Klemensowi w 1533, poprzez I wydanie "De Revolutionibus..." z dedykacją -papieżowi , jak pamiętam chyba w 1543 aż do rozprawy Galileusza w 1633, kiedy ostatecznie zakazano szerzenia teorii w brzmieniu jakie głosił Galileusz, zatem przez ponad 100 lat.
Czyli - można mówić o życzliwym, ponad stuletnim, poparciu dla nauki Kopernika i o doktrynalnym podejściu do (Galileusza) gdy zaistniał spoór z Kościołem.
A pan mówi TYLKO O drugim okresie, powtarzając przemilczenia propagandzistów o tym, że, tak naprawdę, Kościól nie tyle zakazał samej Teorii ile zakazał wierzącym ogłaszania wyników badan jako DOWODÓW PRZECIW WIERZE (czyli- przeciw istnieniu Boga). Nie zakazując samych badań i ogłaszania wyników, które powinny być drugorzędne wobec wiary do momentu pełnego ich zweryfikowania i wpisania w Kanon.
Casus Czarzast-Pazura to już tzw "znak czasu". Niemal zaszczuty Cezary P i triumfujaca teoria, ze katolik NIE MOŻE być ministrem. Wczesniej, w PRL, katolik nie mógł być: lekarzem (wielu znakomitych medycznie za takie postawy zostało "zesłanych' w PGR-y gdy miernotuy w zawodzie zostawały ordynatorami), nauczycielem itd. Ta dyskusja w polsat potwierdza kontrowersyjna tezę o PRL - bis.
Jeszcze raz: nie idzie o moją "gorliwość" w religii, a o próbe zrozumienia, jak to się staje, że "czlowiekiem gardzi człowiek"
Wracam jednak do tego, nad czym dyskutujemy od pewnego czasu..
Myślę, że zgodzi się Pan ze mną, że (przynajmniej) do czasów Galileusza kościół miał monopol na tzw rząd dusz (umysłów). Na to, co - i jak ludzie myślą, a przynajmniej - co, i jak POWINNI myśleć. Z uwzglednieniem podziałów geograficzno-wyznaniowych był to Kościół- odpowiednio - katolicki, ewangieliczny, husycki prawosławny itd.
By zmienić jakiegokolwiek rządzącego trzeba zdjąć go z tronu (piedestału) i- zająć jego miejsce.
Tak wygladała też sprawa Galileusza z pewnej perspektywy: tam dotychczasowy "władca" się obronił.
Kolejne ataki przypuszczali wolteryści - powołując sie na urobiony do własnych potrzeb casus zakazania teorii heliocentrycznej. I pod tym samym kątem atakowali go późniejsi dyktatorzy spod znaku czerwonej flagi, czy to ozdobionej hakenkreutzem czy sierpem i młotem.
To byłu kolejne etapy wywracania swiadomości ludzkiej. Z tym i Pan, i ja się zetknelismy: dawano nam OŚWIATĘ i mówiono o CIEMNOCIE i zabobonie.
Oswiatą nazywano swoje wejscie na piedestal, na miejsce, skąd odbywa się rząd umysłów, ciemnogrodem poprzedników na tym miejscu.
Ostatnim z wielkich etapów dających całkowite zwycięstwo POSTĘPOWI i NAUCE w ich marszu na piedestał był pewien element zimnowojennej konfrontacji, tak jak i kopernikańska teoria związany z kosmosem.
Amerykanie, po sukcesach ZSRR z przełomu lat 50 i 60tych XX wieku (pierwszy sputnik, pierszy człowiek w Kosmosie) wpadli w histerię: ich duma, ich pewność o własnej wyższości została zraniona.
Zamiast przyczyn doszukiwac sie tam, gdzie były - tzn w glamzowatości amerykańskiego sposobu bycia tj. poszanowania dla wszelkich procedur, praw obywatela i dla własności, co w konfrontacji z totalitarnymi metodami ZAWSZE, w początkowych okresach daje przewagę systemom nieludzkim (Rosjanie np nie musieli sie liczyć, że ktoś może zginąć przy badaniach lub w pierszych symulacjach, pierwszych lotach itd), a ponadto to Rosjanie a nie Zachód przejęli od Niemców najlepszych specjalistów od napędów rakietowych i od elektroniki. I gdy Amerykanie przejętych specjalistów motywowali pieniędzmi, to Rosjanie wizją cierpien i śmierci lub - alternatywnie - miłego spokojnego życia w enklawach badawczych nie tyle dla samych badaczy, co dla ich rodzin i bliskich. No, ale o torturach - w tym psychicznych, juz wspominaliśmy w kontekście "zwycięskich postepów Nauki"
Tak czy owak Amerykanie myslowo poszli w innym kierunku i wywnioskowali, żec w ogóle Ameryka ustepuje Rosjanom i innym nacjom, bo tam przyjeto naukowy, a nie religijny światopogląd. I z początkiem lat 60-tych wprowadzono wszystkie rozwiązania oświatowo- naukowe stosowane w ZSRR i - wcześniej - w Niemczech.
Do tego okresu w szkołach i na Uniwersytetach amerykańskich uczono historii, ale i nauk przrodniczych zgodnie z bibilijnymi dogmatami podając (np teorie ewolucji) inne teorie, jako mozliwe, ale nie do końca sprawdzone.
Odtąd stało się tak, że te "niesprawdzone" zostały uznane za oficjalne, a dotychczasowe - za zakazane.
Ostatnim elementem jest to, o czym i Pan i ja mówiliśmy: postawienie w miejsce dogmatów religijnych nowych, "naukowych" dogmatów daje pozór, że to Nauka i Postep są na piedestale gdy - tak naprawdę rzadzą światem ludzie skrywający sie za tą fasadą.
I jeszcze jeden temat, który ułatwiał przemiany wyżej opisywane, a nas, mnie przede wszystkim omal nie wpedzil w jednostronne widzenie świata: totalitaryzm "moskiewski", w maim zaś kraju: PRL.
Uważam, że gdyby nie to, że wielcy tego świata, to jest przywódcy ale i same kraje takie jak Anglia, Ameryka i ratlerek Francja nie były "umoczone' mówiąc kolokwialnie we współpracę najpierw z hitlerowskimi Niemcami (po których sie spodziewali rozwiązania w kwestii komunizmu w byłej carskiej Rosji) a potem, w jeszcze wiekszym zakresie we wspólpracę i wspólne spożywanie owoców tzw "zwycięstwa" razem ze swym aliantem, Stalinem - to NATURALNYM byłoby ogłoszenie samego systemu stalinowskiego i poststalinowskiego za zbrodniczy, a funkcjonariuszy - za zbrodniarzy.
Jednak wspólnik złodzieja (bandyty, mordercy) przyjął postawę "na przeczekanie" i na wyciszenie. Stąd - gdy (słusznie) hackenkreutz jest zakazany, to z sierpem i młotem, z medalami - nawet z takimi za rozstrzeliwanie w katyniach - co roku odbywają sie w Rosji parady.
I tu powrót na nasze podwórko. Niejaki Pierre laval, premier kolaboracyjnego wzgledem hitlerowskich Niemiec rządu, skazany po II wojnie przez rodaków na karę smierci tłumaczył, że dzieki niemu Francja uniknęła losu Polski - nie zgineły miliony obywateli pochodzenia żydowskiego, a tylko kilkanaście tysięcy itd: skala podobna do "ratowania tego, co mozna" w Polsce prosowieckiej po 1945 roku. Tenże premier miedzy rozkazem cel-pal a salwą zdołał wykrzyknąc "Vive la France', nasi - Kwaśniewscy, Millerowie i insze "żywe trupy' mają się dobrze do dziś. Ale - i ja chcę już się z panem pożegnać podkreslając, że PO OBYDWU stronach, tj wiary (niekoniecznie katolickiej czy chcrześcijańskiej) jak i Nauki widzę plusy i minusy i że NIE ZGADZAM się na prymat tzw Nauki - pełnej, cio prawda, odkryć (semantyka: tego, co i tak istniało) ale i błędów (w teoriach, jak i w wynikających z samej nauki nowych, często nieprawidłowych relacjach międzyludzkich). Według mnie Nauka niczego nie rozwiązała, a stworzyła nowe problemy. Jest taka definicja cywilizacji "Jest to mnożenie niepotrzebnych konieczności". To, że tzw rozwój odbywa sie lawinowo - to ani dobrze, ani źle. Tak, jak przed setkami czy tysiacami to, że odbywał sie powoli. I też nie było to ani dobre, ani złe. Złem jest, powtorzę, stawianie na piedestale checi do poznania i - chęci do zarabiania przy pomocy rozwoju nauki JAKO RZECZY najistotniejszej w tzw życiu jednostek czy społeczeństw.
i - ostatnia refleksja: nawet, gdyby mi się udało zasiać u pana ziarenko niepeności wobec dzisiejszych ZŁOTYCH CIELCÓW - to jak to się ma do calości, jak to jest skuteczne, jak zakorzenione i potężne jest te przekonanie O PRAWDZIE, której służa nowi kapłani i nowi wyznawcy, Nie mam złudzeń. Ale nie muszę tym czy innym złudzeniom podlegać, nawet, gdy podlega im przytłaczająca większość.
Pozdrawiam raz jeszcze.MB
Dodaj komentarz
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
Pajacyk
[www.pajacyk.pl]
Logowanie
Nazwa Użytkownika

Hasło



Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem?
Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.

Zapomniane hasło?
Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
Aktualności
Szacunek dla tych, k...
Jubileusz
XII OKP im. Michała ...
OKP Festiwalu Litera...
VII OK Poezji dla Dz...
OKP "Środek Wyrazu" ...
XVIII Konkurs Litera...
REFLEKSY XVII Ogólno...
XXXIX OKL im. Mieczy...
Wyniki XLIV OKP "O L...
Użytkownicy
Gości Online: 27
Brak Użytkowników Online

Zarejestrowanych Użytkowników: 6 439
Nieaktywowani Użytkownicy: 0
Najnowszy Użytkownik: chimi

nie ponosimy żadnej odpowiedzialności za treść wpisów
dokonywanych przez gości i użytkowników serwisu

PRAWA AUTORSKIE ZASTRZEŻONE

copyright © korgo sp. z o.o.
witryna jako całość i poszczególne jej fragmenty podlegają ochronie w myśl prawa autorskiego
wykorzystywanie bez zgody właściciela całości lub fragmentów serwisu jest zabronione
serwis powstał wg pomysłu Piotra Kontka i Leszka Kolczyńskiego

71946634 Unikalnych wizyt

Powered by PHP-Fusion v6.01.7 © 2003-2005