Wąska, polna, piaszczysta dróżka
A przy tej dróżce dom-chatka
W niej krząta się Mój Anioł
Ten Anioł to moja Matka
Z rana z tej chatki wypada
Bosych nóżek dziecięcych
Nóżek cała gromada
Dziewczęcych i chłopięcych
Jedno wchodzi na drzewo
Drugie staje na głowie
Reszta biega beztrosko w prawo i w lewo
Po polach, łące zbierając kwiaty, sitowie
Na łące słowik odprawia trel
Tu polna myszka ucieka do nory
Ich życie na tym świecie też ma swój cel
Tak jak śpiew ptaków i kwiatów kolory
I Chociaż zgasło słoneczne światło
Te bose nóżki ciągle biegają
Pewnie w litanii już świętych brakło
Bo one różne imiona mają
Pewnego dnia w tej biednej Chatce
Coś pękło, coś się stało
Smutek i żal przepełnił serce matce
Trójka dzieci do nadziemskiej krainy uleciało
Przyszła wojna okrutna. Noc. Ktoś puka w okno
Strach! Czy to ten czarny Anioł przyszedł z nieba?!
Nie to nie on to Żyd Heśko moknąc
Prosi o wodę i kromkę chleba
Nadeszły powojenne wielkie zmiany
Część dzieci z Chatki wygnały
Żal było żegnać te ściany
Lecz one lepszego życia szukały
Dziś nie ma już mojej Chatki
W gruzach się położyła
Nie ma w niej Anioła-Matki
Ciężka ziemia ją i Ojca przykryła
Och! żeby tak jeszcze raz ujrzeć Chatkę i gęsty las
Dróżkę piaszczystą, pola i łąki
I do matczynych rąk przenieść z tych pól i łąk
Uśmiech i kwiatów rozkwitłe pąki
Dodane przez kloocek
dnia 15.01.2014 09:46 ˇ
1 Komentarzy ·
457 Czytań ·
|