Zbudziłem się. Psy zaczęły ujadać. Na koronach
lasu zaparkował wielki wóz. O tej porze bezpłatnie.
Przy płocie, niemal na nosach wyszczekanych strażników,
przemknął złowrogi ogon, zamiatając z gracją kawał łąki.
Czuwajcie!
Wykolejony sen. Czerwony płomyk na posterunku. Trzyma
wartę przed portretem. Dzieje się! Wiatr o cienkich włosach
musnął szyby. Skrzypnęła podłoga pod ciężarem pająka.
Eskadra komarów wystartowała w bojowym szyku.
Na celowniku życiodajne złoża.
Czuwajcie!
Butelce w kuchni stuknęło kilka procent powietrza. Jestem
nieodgadnioną częścią bezwzględnej konstrukcji. Zjedzą mnie!
Nie ruszam się ze strachu. Nie oddycham. Odnaleźć korytarz
do słońca. Pochłaniać!
Czuwajcie!
Wzrok ze ściany milczy. Te oczy jeszcze nie widziały
Boga. Smutne, jakby niekochane, nie wiedzące jak
kochać. Utrwalone.
Nie czuwają.
Iskra spod obrazu wyskoczyła przez okno. Zmieszana
we mgle. Rozpala okrąg. Wielki wóz odleciał na pierzynie.
Świt. Niepewny jak podanie ręki
malującemu błękit.
Dodane przez Loren
dnia 29.10.2012 15:52 ˇ
3 Komentarzy ·
689 Czytań ·
|