śmierdział lękiem
mokre spodnie spuszczone do kolan
odsłaniały nagą prawdę
okaleczony na chwałę Pana
Jego imienia wzywał każdym włosem naprężonej skóry
śmieć zgarniany kopniakami
do galaretowatej sterty żywych trucheł bez nazwisk
trzęsących się spodni w różnych rozmiarach
twarze przypominają wapno czekające w wiadrach
idą
posłuszeństwo niewolnika pęta nogi
ze wzgórza spadają jak liście
w dół
samce sikory bogatki głośno wabią samiczki
pora budować gniazda i składać jaja
pora pisać wiersze
o miłości
|