Rozlał Witek mimochodem
wazelinę na podłogę
i teraz się noga Witka
na iskrzącej drodze śliska.
Ślad ten znaczą wciąż ofiary.
Babcia, gdy dzień wstawał biały
tak się na niej przejechała,
aż czołową kość złamała.
Pękła z trzaskiem, odsłaniając
śród móżdżkową nicość, marność,
a chlapnąwszy, tłuszczy oka
zlustrowały jej się w oczach.
Po czym, słońce, czy dzień chmurny,
nieustannie oczy mruży
wazeliny lepkim blaskiem,
cel, przez powiek widząc szparkę.
Dodane przez viviana
dnia 29.05.2012 20:24 ˇ
3 Komentarzy ·
592 Czytań ·
|