Góry, to stół przy którym śniadam, wąwozy są w nich dla mnie krzesłem,
opieram plecy kiedy siadam,
o przełęcze.
Powietrzem karmię się po nocy, spocone czoło chłodzę granią,
nabieram sił, nabieram mocy,
a kiedy wstaję,
to chwalę nowy dzień, co wstaje:
Niech będzie pochwalone słońce, chylę przed wami głowę strony,
i chociaż mógłbym więcej - kończę,
a one:
Niech będzie człowiek pozdrowiony i wszystko co nas co dzień wita,
niech będą pozdrowione dzwony,
tam w dolinach.
I słucham nowych wieści z dolin, kościołów, które widzą dalej,
o tym co cieszy i co boli.
Podhale.
Kraina, w której nawet mały, ma prawo poczuć się olbrzymem,
skały z nim będą wieczerzały,
szczyty obiadowały przy nim.
A ja?
Pochwalę jeszcze resztę cicho, to nic, że przed zachodem słońca,
położę się, gdzie nie śpi licho
i nakarmiony zasnę w końcu.
Dodane przez kozienski8
dnia 18.05.2012 17:29 ˇ
10 Komentarzy ·
937 Czytań ·
|