choć bezpośrednio nie stanie się żadna
w małym szaleństwie nutka filozofii
ziarnko do ziarnka aż zbierze się prawda
w postępującej świata entropii
właśnie wychodziłem zadzwoniła Wena
a tak bardzo chciałem dostać bukiet irysów
a tak bardzo dostałem po mordzie
nie piszesz mój drogi od czasu pewnego
nie łasisz się do mnie nie tęsknisz
kolego co cię tak bardzo od pióra odrywa
halo kochany to ja Wena twoja
wciąż żywa
zamknąłem usta błyskawicznym zamkiem
by woda za szybko nie uleciała
irysy szlag trafił
przepraszam dałem ciała ale to wszystko
ta polityka ten zegar bomba co w głowie
tyka i skoncentrować nie mogę się wcale
pal licho pisanie
pierdolę zapalę
a ona dalej na kablu wisi żale już krzyki
ja chcę irysy
i dręczy i wierci mi w brzuchu dziurę
czuję jak złuszcza mi się naskórek
ja znów rymuję
a w głowie myśli walą młotami
wciąż ta sama śpiewka pomiędzy wersami
choć bezpośrednio nie stanie się żadna
w małym szaleństwie nutka filozofii
ziarnko do ziarnka aż zbierze się prawda
w postępującej świata entropii
i nagle sygnał przerwała rozmowę
zachodzę w głowę
co stać się mogło jakim sposobem
w jednej minucie tuż przy mnie obok rozpromieniona
irysów bukiet i rozpalona
Ona
poezja niezrównoważona
Dodane przez bazyl71
dnia 31.05.2007 13:45 ˇ
9 Komentarzy ·
876 Czytań ·
|